Ktoś mógłby pomyśleć, że po powrocie do domu, kiedy opadną już wszystkie emocje związane ze Szkołą Pod Żaglami Kapitana Baranowskiego, ta przygoda powoli zacznie odpływać w niepamięć.

Nic bardziej mylnego!!! Czasem sama się łapię, że porównuję pewne sytuacje z momentami z Pogorii.

Moi rodzice i moje koleżanki zauważyli, że trochę inaczej się zachowuję. Rzeczywiście. Czuję bardziej pewna siebie i na pewno bardziej dowartościowana. Zmieniłam się : ) Czyli: Szkoła Pod Żaglami zostawiła we mnie jakiś ślad…

Co się zmieniło, albo co stało się różne po rejsie z kapitanem Baranowskim? Właśnie to chcę tutaj opisać.

 

1) Gospodarowanie czasem

Każdy wie, albo powinien wiedzieć przed rejsem, że załoga żyje w rytmie wacht i do niego musi się stosować. Wolnego czasu było mało. Nadrabialiśmy go w portach. Na morzu nie obowiązywały niedziele: codziennie były lekcje i – co się (niestety) z nimi łączy – prace domowe (kubrykowe?) oraz sprawdziany. Ponadto praca w wachcie na i pod pokładem.

Jak tu pogodzić wachtę świtową i naukę biologii?!

Niektórzy próbowali przemycać na wachty zeszyty czy notatki, ale zawsze istniało wysokie prawdopodobieństwo, że wpadną do wody.

Miałam tak z nauką latarni morskich. Wyszłam (co prawda nie na wachcie) na pokład. Rozłożyłam się na dziobie razem z Olgą i Mają. Otworzyłam zeszyt i PUFF!!! Kartki nie ma… Fala już poprowadziła ją na dno.

A co teraz?

Potrafię układać sobie plan dnia. Przykład: w niecałe 1,5 miesiąca nadrobiłam wszystkie zaległości i na koniec półrocza miałam najwyższą średnią w klasie!

 

2) Zachowanie

Przed rejsem, w szkole, nie chciałam się wyróżniać. Zgłaszałam się tylko na ulubionych przedmiotach, gdy wiedziałam, że znam poprawną odpowiedź. Nie chciałam być w centrum uwagi. Trzymałam się z grupką tych cichszych uczniów.

Na SzPŻ każdy był za coś odpowiedzialny. Dostawaliśmy sprecyzowane zadania, które musieliśmy wykonać.

Poza tym była funkcja Starszego Wachty: musiałam ustawiać do każdej liny po jednej osobie (lub więcej) w czasie alarmów. Pamiętam jaka była to dla mnie presja!!!

A jeszcze kambuz… Miałam łatwiejszy kontakt z Rosjanami, ponieważ uczyłam się ich języka, mimo to nie zawsze było łatwo: na przykład każdy chciał, abym dała mu funkcję, którą najbardziej lubił. Bywało tak, że zostawałam po wachcie i sprzątałam sama resztki, które ktoś miał posprzątać. Odpowiedzialność jest ciężka. Wciąż tak uważam, ale jednak nabrałam do niej przekonania. Zwłaszcza, jeśli pomagają osoby, które się zna…

Umiem już rozdzielać zadania i panować nad presją.

 

3) Nowe umiejętności

Nasz kuk Sylwek potrafił użyć głosu. Mimo że byliśmy z nim „na jednym poziomie” i mogliśmy się zwracać do niego per „ty”, dużo osób się go bało. Należy jednak wspomnieć o tym, że nabraliśmy dzięki niemu wielu cennych umiejętności. Nierzadko pomagałam Mamie w kuchni, ale krojenie ziemniaków, czy przygotowywanie obiadów zawsze zostawiałam jej.

Sylwek pomógł mi się przełamać. To na Szkole Pod Żaglami przygotowałam moje pierwsze kluski i pierwszą surówkę z selera… Powoli moje ulubione zajęcie, jakim było obsługiwanie stołu oficerskiego, ustępowało miejsca pracy w kambuzie.

Dziś wiem, że gotowanie nie jest straszne. Ostatnio przygotowałam babeczki bananowe i jestem pewna, że Sylwek byłby pod wrażeniem ; )

Oprócz tego mogę pochwalić się znajomością budowy żaglowców, funkcji lin i żagli oraz ich nazw po polsku i angielsku.

 

4) Oszczędność

Na Pogorii kapitan, bosman i mechanik zawsze przypominali nam, aby nie marnować wody. Można pomyśleć, że to paradoks: na płynącym po wodzie statku, największym problemem jest deficyt wody. Ale przecież ludzie nie piją słonej wody, a  u nas na żaglowcu nie było odsalarki!

Teraz, kiedy myję ręce, wyłączam kran jak najczęściej np. kiedy używam mydła 😉

Dzięki częstym komentarzom pani Anity (których razem z Majką nienawidziłyśmy, pracując w kambuzie w pentrze), podczas zmywania naczyń też jestem oszczędna. Weszło mi to po prostu w nawyk. I bardzo słusznie, jak sądzi moja Mama.

Ośmielę się stwierdzić, że jestem teraz ekologiczna.

 

5) Wolność

Po powrocie do domu zdziwiła mnie wolna przestrzeń, która mnie otaczała. Na Pogorii byliśmy ściśnięci w kajutach jak sardynki i nawet podczas pierwszych manewrów mieliśmy mało miejsca. Nie będę wspominać o rozgrzewkach! Wszyscy gromadziliśmy się na rufie i nie mogliśmy wykonać nawet pełnych wymachów ramion 🙂

 

6) Znajomości

O tym nie wolno zapomnieć!!!

Ilu mam teraz przyjaciół w Polsce i Rosji!!!

Organizujemy spotkania i jeździmy po całej Polsce. Byłam już w Pile, Wrocławiu i Poznaniu. Jestem specjalistką od pociągów : )

Wszyscy chcemy, aby te znajomości przetrwały! Mamy swoją grupę na Facebooku. Poza tym koresponduję z Mają.

 

7) Opalenizna

Gdy cała rodzina wyściskała się ze mną (było około jedenastej w nocy), od razu poszłam do łazienki. Kolejna niespodzianka! Okazało się, że jestem prawie Murzynką : D. Kiedy myłam się na statku, nie zauważyłam, iż opalam się coraz mocniej. Pewnie dlatego, że nie traciłam zbyt dużo czasu na makijaż i przeglądanie się w lustrze. Poza tym Maja miała ciemniejszą karnację ode mnie i zawsze byłam od niej bledsza.

 

Podsumowując:

Szkoła Pod Żaglami kapitana Baranowskiego przyniosła same pozytywne skutki. Dzięki niej zmieniłam się na lepsze i zdobyłam nowe, bezcenne znajomości.

Teraz, gdy stoję przed wyborem liceum, wiem, że mam szansę dostać się wszędzie, jeśli tylko będę chciała i dostatecznie się postaram!

Poza tym, jak powiedział mój oficer – pan Bosek: „Jeśli ze mną wytrzymałaś, to wszystko wytrzymasz”.

 

Martyna Szoja („Serce Dzwonu”),
wachta II
15 maja 2016

Zdjęcia  z archiwum Autorki
Zdjęcie na Stronie Głównej
: most na strumieniu Bixby, Big Sur, Kalifornia, fot. Path Hathaway
wybór: ŻR; źródło: <http://www.panoramio.com/user/93512/tags/Bixby%20Bridge>.

 


Martyna Szoja mieszka w Gdyni. Po rocznych kwalifikacjach (2014/2015), będąc w trzeciej klasie gimnazjum, została uczennicą Szkoły Pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego – edycja 2015, polsko-rosyjska.
Przepłynęła w 32-oso­bowej załodze szkolnej na Pogorii trasę z Amster­damu (przez Lerwick, Vigo, Leixões, Cascais, Porto Santo, Gibral­tar, Malagę, Baleary, Bonifacio, Porto Santo Stefano) do Civitavecchia.

Uprawia gim­nasty­kę artys­tyczną i pły­wanie.
W gdyń­skich zawo­dach Aquathlon zajmo­wała miejsca V (2014) i IV (2015); II  miejsce w Mię­dzy­na­ro­do­wym Festi­walu For­macji Gim­nas­tyczno-Tanecz­nych o Grand Prix Prezy­denta Mias­ta Gdynia Gim Show 2014, I miejsce w wo­je­wódz­kim konkur­sie tanecz­nym Show Dance (2013); fina­listka (2013) Konku­rsu Twór­czego Uży­wania Umysłu „Wyspa Zagadek”; finalistka kuratoryjnego konkursu polonistycznego 2015 („mam dzięki temu dodatkowe punkty : )”).
Fot.: Zbigniew Bosek


 

Tekst opublikowany 16 maja 2016

 

► Żeglujmy Razem – powrót na Stronę Główną