Wyruszyliśmy z Nyköping 23 sierpnia 1988 r., natychmiast po zakończeniu zlotu, mając na dotarcie do Gdyni 4 dni. Do przepłynięcia mieliśmy ok. 220 Mm, a więc nawet przy słabym wietrze dla „Roztocza” było to około dwóch dni.
Wspomniałem już, że Neptun i Eol lubią płatać żeglarzom figle. Tak było i tym razem. Gdy wychodziliśmy z Nyköping, panowała kompletna cisza, więc żeglugę rozpoczęliśmy na silniku. Dość wąski tor wodny prowadził wśród wielu wysepek, tymczasem po kilku godzinach żeglugi silnik nagle przestał pracować. Wiatru nie było, tor kręty, dookoła pełno wysepek – na szczęście głębokości pozwalały na rzucenie kotwicy.
Oględziny silnika pozwoliły stwierdzić, że zatarł się wałek rozrządu, a więc nie było szans na szybką naprawę. Staliśmy się prawdziwym żaglowcem. Cisza trwała. Dopiero następnego dnia rano ruszył się słaby wiatr południowy, co pozwoliło nam podnieść kotwicę i ruszyć w stronę otwartego morza.
Płynęliśmy powoli, kręcąc razem z torem wodnym i pilnując prawidłowego mijania znaków nawigacyjnych. Wtedy właśnie, podczas mijania jednej z latarni na maleńkiej wysepce, padł słynny meldunek sterującej załogantki, uwieczniony w Dzienniku Prawdziwym.
„Panie Trzeci, pod genuą stoi pała!”
arch. Ziemowit Barański
Po wyjściu na pełne morze sytuacja się nieco poprawiła: wiatr pozostał słaby i choć był zmienny, pozwalał na szczęście płynąć bez halsowania, a nawet na pewnym odcinku mogliśmy postawić spinaker. Oczywiście powodowało to problemy ze sterowaniem, co także uwieczniono w Dzienniku Prawdziwym.
Na morzu szalała flauta!!! Przekazywanie steru:
„Co mam trzymać?” „Nic nie trzymać, ster trzymać!”
arch. Ziemowit Barański
Tak więc, pełznąc na południe, udało nam się wejść do Basenu Jachtowego w Gdyni dopiero w nocy z 28 na 29 sierpnia. Tam jeszcze trochę się szamotaliśmy: do odprawy granicznej i celnej musieliśmy zacumować przy posterunku WOP, znajdującym się tuż przy wejściu, ale później trzeba było się przestawić do przeciwległego nabrzeża – a w basenie było ciasno i nie było wiatru. Na szczęście jeden z członków załogi przerzucił rzutkę na to nabrzeże i przestawiliśmy się na cumach.
Jacht do sklarowania i przekazania zostawiłem pierwszemu oficerowi, a rano szybko spakowałem worek i zameldowałem się na Pogorii. Odetchnęliśmy z ulgą: ja i Krzysztof.
Gdynia, 1 września 1988: Ziemowit Barański, dyrektor Międzynarodowej Szkoły Pod Żaglami i pierwszy oficer rejsu, salutuje schodzących z pokładu Pogorii gości
fot. Kazimierz Robak
1 września 1988 r. – przestawiliśmy się Pogorią do Gdańska, pod Pomnik Obrońców Westerplatte, skąd oficjalnie rozpoczął się rejs Międzynarodowej Szkoły pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego wokół Ameryki Południowej. Załogę młodzieżową na pokładzie mieliśmy z trzech krajów: Polski, USA i ZSRR.
Ten rejs też obfitował w różne ciekawostki, ale na Pogorii nie było Dziennika Prawdziwego.
Ziemowit Barański
27 kwietnia 2023
Cdn.
►Cz. 9. Utyłem?◄
►Cz. 13. Mesboy◄ piątek, 9 czerwca 2023
O tym, jak kpt. Ziemowit pływał na Roztoczu i o wielu jego przygodach na innych jachtach przeczytacie w antologii Jak się raz zacznie…,
bo jest tam 80 opowiadań z żeglarskiego życiorysu Kapitana.
► Sięgnijcie po książkę (bo to już ostatnie egzemplarze!)