Tytuł tej książki wyjaśnia wszystko: Tony Horwitz, amerykański dziennikarz, pisarz i podróżnik, laureat nagrody Pulitzera, podejmuje podróż śladami kapitana Jamesa Cooka. Relację z tej wyprawy opublikował w roku 2002, po polsku wydano ją trzy lata później, a mnie akurat ponownie wpadła w ręce. I nie oderwałem się, póki znów nie doczytałem do ostatniej strony.
Horwitz, Tony. Błękitne przestrzenie – wyprawa śladami kapitana Cooka.
(Blue Latitudes: Boldly Going Where Captain Cook Has Gone Before; 2002).
Tłum. Barbara Gadomska. Warszawa : W.A.B., 2005.
Trzy ekspedycje XVIII-wiecznego angielskiego żeglarza i odkrywcy zmieniły wyobrażenie i sposób myślenia Zachodu o nieznanych lądach i ludach na półkuli południowej. Zmieniły też nieodwracalnie życie tychże ludów i lądów przez konfrontację z ekspansywną i arogancką Cywilizacją Zachodu, mimo że sam Cook traktował napotykane ludy jeśli nie z szacunkiem, to na pewno ze zrozumieniem.
Jeśli z jego dzienników można wyciągnąć jakieś jedno ogólne przesłanie, to chyba takie, że natura ludzka jest zasadniczo taka sama na całym świecie – nawet u tych, którzy zjadali wrogów, publicznie uprawiali miłość, wielbili idole czy, jak Aborygeni, nie troszczyli się o dobra doczesne. Choćby początkowo inna społeczność wydawała się bardzo dziwna i obca, niemal zawsze dawało się znaleźć podstawę dla wzajemnego zrozumienia i szacunku.
W osiemnastowiecznej Europie był to pogląd rewolucyjny. Ponad dwieście lat później, gdy tak znaczna część świata jest podzielona według kryteriów etnicznych, religijnych czy ideologicznych, wciąż wydaje mi się niezwykle ważny. [s. 576]
William Hodges (1744-1797): Captain James Cook, 1728-79
(1775-76; olej na płótnie; 76,2 x 63,5 cm; National Maritime Museum, Greenwich, Londyn)
Horwitz prowadzi narrację dwutorowo. Jednym wątkiem jest krytyczne odczytywanie źródeł i rekonstrukcja przebiegu wypraw Cooka na okrętach HMB Endeavour i HMS Resolution. Wątkiem równoległym jest opis jego własnej podróży, podczas której szuka śladów i wspomnień po wielkim żeglarzu i śledzi skutki owego zderzenia cywilizacji, by opisać je z dzisiejszej perspektywy.
Cook wiedział, jaką lawinę wywołuje:
Podczas trzeciej podróży wykazywał chwilami przejawy rozczarowania odkryciami i utyskiwał na zło, jakie jego odkrycia przyniosły krajowcom: choroby, chciwość, złodziejstwo, prostytucję. Historyk Bernard Smith uważa, że „Cook coraz bardziej zdawał sobie sprawę, że gdziekolwiek się zjawiał, rozsiewał znacznie więcej przekleństw niż dobrodziejstw cywilizacji europejskiej”. [s. 447]
Drzwi do innego świata, które otworzył, pozostały otwarte, a ci, którzy przyszli po nim, w istocie przynieśli destrukcję.
Horwitz opisuje to precyzyjnie, zachowując proporcje i obiektywizm, co oczywiście nie spodoba się piewcom cywilizacji Białego Człowieka, najróżniejszym zglobalizowanym kulturträgerom, których wielu do dziś jeździ po świecie, by cywilizować „upośledzonych dzikusków” i z wyższością opisywać niższość tych, którzy nie znają lub nie chcą znać dobrodziejstw wieku atomu i mikroprocesora, albo którejś z wielkich religii. Ta książka jest zdecydowanie nie dla nich.
Powrót z Wielkiej Rafy Koralowej trwał rok; kolejny rok Cook przygotowywał się do następnej wyprawy. Mnie wystarczył jeden dzień, by przelecieć z Cooktown do Sydney, a już następnego dnia planowałem dalszą podróż. [s. 292]
Opowieść Horwitza (całość ma 630 stron) wydaje się wypełniać przestrzeń między tymi dwoma zdaniami. Autor pisze z dokładnością naukowca i pasją reportera. Jest w tym oczywiście wiele magii, również typu: „hokus-pokus – spędziłem dwa lata na tropieniu Cooka, przeskakiwałem z samolotu na samolot, jadłem, piłem i żyłem, a krasnoludki płaciły rachunki”, ale przecież nie takich faktów oczekujemy od tego typu opowieści.
Nade wszystko jednak autor ma dar narracji, który pozwala mu wypełniać pierwsze (i jedyne) przykazanie obowiązujące wszystkich pisarzy: przede wszystkim – nie nudzić. „Miał pomysł trochę szalony, ale zrealizował go. I wyszło naprawdę dobrze. Udało mu się uniknąć nadętego smęcenia, tak częstego w opowieściach biograficznych” – podsumował lekturę jeden z moich przyjaciół.
Jednym z najciekawszych jest rozdział opisujący przemyślenia i wrażenia nie z krain egzotycznych, a z odwiedzin stron rodzinnych Jamesa Cooka w angielskim Yorkshire.
Ilekroć starałem się wyobrazić go sobie na plażach Tahiti, Tonga czy Nowej Zelandii, wydawał mi się zjawiskiem bladym i przelotnym. Cook odwiedził wszystkie te miejsca, ale nie stanowił ich części. Yorkshire to co innego – było jego domem przez dwadzieścia sześć z pięćdziesięciu lat życia. Mogłem deptać tę samą ziemię co on, gdy był dzieckiem; siedzieć w domach, w których mieszkał, i w kościołach, do których chodził; a może nawet uchwycić kilka wciąż jeszcze mi umykających wątków jego osobowości. [s. 384]
Horwitz przyznaje otwarcie, iż wielu wątpliwości wyjaśnić się nie udało, ale spostrzeżenia, które odnotowuje na czterdziestu dwóch stronach rozdziału „Północne Yorkshire”, są – podobnie jak w całej opowieści – nieszablonowe. Nie miejsce tu na streszczanie, więc tylko – jako ciekawostka – dwa cytaty otwierające kolejne analizy.
– Wgląd w Cooka numer trzy – powiedział Roger, podejmując wątek przerwany na molo w Whitby. – Cook zawsze pisał o zwierzętach hodowlanych i nasionach, które zostawiał na różnych wyspach. Myślimy o nim jako o człowieku morza, ale wcześniej był chłopakiem ze wsi i nigdy nie przestał nim być. [s. 399]
Zatrzymaliśmy się w kafejce. Spytałem młodego człowieka za ladą, czy miejscowi mieszkańcy są dumni ze swego najsławniejszego rodaka.
– Cooka? Uczyłem się o nim w szkole. Niewiele się dowiedziałem. – Zastanowił się. – Ale bardzo go podziwiam.
– Dlaczego?
– Wydostał się stąd, nie? Mam zamiar zrobić to samo, gdy tylko mi się uda. [s. 393]
Horwitz odbywa podróż współczesnymi środkami lokomocji. Raz jednak, w 1999 roku, udało mu się przenieść w czasie również w sposobie wojażowania: odbył tygodniowy rejs na replice wojennego barku Endeavour, zwodowanej w 1993 w Australii, płynącej – jakże by inaczej – śladami Jamesa Cooka do Brytyjskiej Kolumbii.
Mnie nękało jedynie potworne zmęczenie. Byłem na nogach od osiemnastu godzin. Zaraz po końcu wachty ruszyłem spać, zbyt zmęczony, by się myć. Wspiąłem się na hamak i stwierdziłem, że wcale nie jest taki znowu niewygodny. Prawie jak kokon. […] – Już tylko cztery noce i dni – zdążyłem pomyśleć i natychmiast zapadłem w sen.
Gdybym przebywał na pokładzie prawdziwego „Endeavoura”, czekałaby mnie znacznie dłuższa droga: dokładnie tysiąc pięćdziesiąt dwa dni, zakładając, że należałbym do tych 60 procent załogi, które przeżyło. Starałem się oswoić z tą myślą. Często rozczulałem się nad sobą podczas podróży samolotem do i z Australii. Dwadzieścia godzin w powietrzu! Przymusowa wędrówka przez filmy, posiłki i kryminały. Niemalże do granic wytrzymałości współczesnego podróżnika. A przecież Cookowi i jego ludziom dotarcie do Australii zajęło półtora roku i niemal równie długo wracali do domu. [s. 44-45]
Australijska replika HM Bark Endeavour
ABC.net.au
Za cykl drukowany w 1995 w The Wall Street Journal o „warunkach pracy najuboższych warstw społeczeństwa amerykańskiego” dostał nagrodę Pulitzera w kategorii „reportaż krajowy”.
Napisał dziewięć powieści. Wśród nich jest trylogia opowiadająca o czasach Wojny Secesyjnej, reportaże z podróży po krajach arabskich i po Australii, oraz dwa reportaże amerykańskie, z których jeden przewietrza podręcznikowe wiadomości o odkrywcach Nowego Świata, a drugi jest opisem podróży wzdłuż rurociągu łączącego pola naftowe zachodniej Kanady z Zatoką Meksykańską. Wszystkie określiłbym jako konfrontacje historyczne, gdyż Horwitz swoje relacje rozpina między rewidowaną bez przerwy wiedzą historyczną a opisem współczesności. Niestety, nie będzie ich więcej: Tony Horwitz zmarł na atak serca w roku 2019, mając niecałe 61 lat.
Na polski zostały przetłumaczone dotychczas tylko dwie powieści Horwitza: Błękitne przestrzenie (miały już cztery wydania: 2005, 2010, 2013 i 2016) i Podróż długa i dziwna: drugie odkrywanie Nowego Świata (2011). Mam nadzieję, że polskiemu czytelnikowi dana będzie możliwość przeczytania pozostałych – są fascynujące.
Kazimierz Robak
6 stycznia 2021
= = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = = =
Książki Tony’ego Horwitza:
- Baghdad without a Map and Other Misadventures in Arabia (Angus & Robertson, 1991)
- Confederates in the Attic: Dispatches from the Unfinished Civil War (Pantheon Books, 1998)
- One for the Road (Vintage Books, 1999)
- Blue Latitudes: Boldly Going Where Captain Cook Has Gone Before (Macmillan, 2002)
- The Devil May Care: 50 Intrepid Americans and Their Quest for the Unknown (Oxford UP, 2003)
- A Voyage Long and Strange, Rediscovering the New World (Henry Holt, 2008)
w wydaniu drugim jako: A Voyage Long and Strange: On the Trail of Vikings, Conquistadors, Lost Colonists, and Other Adventurers in Early America (Picador, 2009) - Midnight Rising: John Brown and the Raid That Sparked the Civil War (Henry Holt, 2011)
- Boom: Oil, Money, Cowboys, Strippers, and the Energy Rush That Could Change America Forever. A Long, Strange Journey Along the Keystone XL Pipeline (Byliner Inc., 2014)
- Spying on the South: An Odyssey Across the American Divide (Penguin Books, 2019)
Spotkanie repliki HM Bark Endeavour z Queen Mary 2, flagowym statkiem linii Cunard
4 marca 2012, okolice Portland, Australia.
Fot.: James Morgan
► Żeglujmy Razem – powrót na Stronę Główną