Przeglądałam teksty Ziemka. ►„Danusiu! JEŚĆ!!!”◄ to szczypta wspomnień w czterech smakach.
Szkocka Master Chef była uprzedzona do słonej wody: tej za burtą i tej w garach. Miała za to ogromny sentyment do brukwi oraz serwowania jej na różnorakie sposoby, których przepisów nie chcecie znać. Skutkiem tego jest jedyną postacią z naszego rejsu, którą wspominam lekko gorzkawo, ale też budzi trochę współczucia.
Zastanawiałam się, co skłoniło tę wątłą kobietę o papierowej twarzy i kasztanowych włosach do zamustrowania na nasz bryg? Wyobraźnia podpowiadała: upojny wieczór w szkockiej tawernie z dużą ilością lokalnych trunków, skutkujący postawieniem trzech krzyżyków na liście werbunkowej lub chęć ucieczka od prozy lądowego życia z nadzieją na wypłynięcie na wielkie wody.
Za to Pani Danusia była naszym słońcem. Załoga ją uwielbiała za poczuciem humoru i jeszcze większe serce. Nie wadziły Jej kaprysy Beauforta. Przemieniała zawartość pentry w smakowitości naszych talerzy.
Skoro mowa o zastawie: na Morzu Północnym jadaliśmy na srebrach. W portach w mesie kapitańskiej ważni goście pijali herbatę na porcelanie z logo naszego żaglowca, w którą zaopatrzył Fryderyka Chopina tata Oli, mojej koleżanki z załogi. Nie wiem, co pijało się do posiłku w mesie kapitańskie przy kei. Wiem, że podczas rejsu nie było tam alkoholu. Takie zasady Kapitanów z zasadami, pływających z młodzieżą.
Z dodatków to mieliśmy na pokładzie Szkotów i Irlandczyków. W jednym z portów postanowili uzupełnić moją edukację i wyjść poza podstawę programową Szkoły pod Żaglami zatwierdzoną przez MEN. Na lądzie nauczyli mnie rozróżniać smak i pisownię „whisky” i „whiskey”. Było to doświadczenie sztormowe, zwieńczone jedynym pawiem, z jakim miałam osobistą interakcję w całym tym rejsie. Od tamtej pory nie pijam żadnych trunków w kolorze sepii. Z wyjątkiem rumu.
Nawiązując do wersów piosenki Kazia Robaka z pogoriowego rejsu do Antarktyki: „treści i kwasy szlajają się po pokładzie”, to nie pamiętam specjalnych kwasów, jeśli chodzi o relacje towarzyskie w załodze. A jeśli takowe były, to rozwiał je upływ czasu. Pamiętam, że nie było lukrowania i to było fajne.
Tyle upichciłam ze wspomnień.
Jest jeszcze deser: przysmaki naszego mechanika Marka i banany na sztagu, ale to inna historia.
Izabella Kłossowska
czwartek, 15 sierpnia 2024
Fotografie i akwarele: Izabella Kłossowska
Dobór ilustracji: Kazimierz Robak