Ostatnio dostałem książkę Wojciecha Jacobsona „Od równika do bieguna….”. Przeglądając ją zajrzałem do rozdziału, w którym opisany jest półroczny postój Marii w Cape Town[1], gdzie Ludek Mączka – jak pisze Wojtek – czekając na przyjazd kolegów z Polski, spędzał czas bezczynnie: „Ludek irytował się, klął, ale czekał, bo tak mu kazało koleżeństwo, przyjaźń, obietnica”[2].
Czytając ten fragment uświadomiłem sobie, że Ludek musiał się nieźle nudzić, skoro prawdopodobnie sporo czasu spędzał w hamaku rozpiętym pomiędzy grotmasztem a bezanmasztem.
Skąd mogłem wiedzieć – pomyślą zapewne Czytelnicy – co Ludek robił w Cape Town, skoro w tamtym czasie nie miałem z nim żadnych kontaktów i oczywiście nie było mnie w Cape Town? Ba: w tym czasie byłem wprawdzie na morzu, ale bardzo daleko od Cape Town, bo w Fort-de-France na Martynice. A jednak…
Na Martynice znalazłem się, jak to zazwyczaj bywa, przypadkowo. W 1980 roku dowodziłem jachtem Roztocze podczas Tall Ships’ Races i jeden z postojów mieliśmy w Amsterdamie.
Amsterdam – Tall Ships’ Races 1980
fot. Ziemowit Barański
Tam spotkałem Jacka Pałkiewicza, który dowodził Stormvoglem[3]. Jacek powiedział mi, że Stormvogel szykowany jest do regat okołoziemskich Whitbread 1981 i że mam szanse dołączyć do załogi jako nawigator.
Stormvogel w Amsterdamie
fot. Ziemowit Barański
Późną wiosną 1981 r. pojechałem do Wenecji, gdzie stacjonował Stormvogel, ale okazało się, że jacht na regaty nie popłynie. Powiedziano mi za to, że mogę w lecie pływać z armatorem na wodach greckich, a na jesieni popłynąć na Karaiby i pływać w rejsach czarterowych. Oferta była dla mnie atrakcyjna i po przepłynięciu Atlantyku śladami Kolumba (Palermo, Puerto Banús, Ceuta, Santa Cruz de Tenerife, Mindelo na Wyspach Zielonego Przylądka), znalazłem się w połowie grudnia 1981 r. na Martynice w Fort-de-France.
Stormvogel
fot. Stormvogel.net
Na Morzu Karaibskim armator Stormvogla organizował dwutygodniowe rejsy turystyczne, które rozpoczynały się w Fort-de-France. Jacht zazwyczaj stał na kotwicy po drugiej stronie zatoki w Anse Mitan, ale na początku każdego rejsu przestawialiśmy się do Fort-de-France, aby zatankować paliwo i wodę.
Kotwicowisko Anse Mitan
fot. Ziemowit Barański
Pomost ze stacją tankowania nie był wielki i zazwyczaj stało się też na kotwicy, a do pomostu podchodziło tylko na tankowanie. W pobliżu tego pomostu był też posterunek graniczny, gdzie załatwiało się formalności związane z odprawami przy wyjściu i powrocie z rejsu.
Kotwicowisko w Fort-de-France
fot. Ziemowit Barański
Czytelnicy mojej książki „Jak się raz zacznie…”[4] zapewne pamiętają, że właśnie na tym posterunku zadawałem sakramentalne pytanie: „Czy jest dla mnie wiadomość od Madame Ravenet?”. Ponieważ Madame była szefową Policji Portowej, powodowało to, że – pomimo braku wizy francuskiej – dokonywano odprawy wejściowej Stormvogla.
Co to ma jednak wspólnego z postojem Marii w Cape Town i bezowocnym czekaniem Ludka? Tu, zaskakująco, połączyła mnie z Ludkiem chwila rozmowy z nieznajomymi ludźmi.
Nabrzeże w Fort-de-France; trochę dalej w prawo była stacja tankowania i punkt odpraw granicznych
fot. Ziemowit Barański
Pewnego dnia stałem na pomoście do tankowania w Fort-de-France, czekając na ponton, który miał mnie zabrać na Stormvogla.
Obok stała para: mężczyzna i kobieta z jachtu po drugiej stronie pomostu. Chyba zauważyli, że machałem ręką i wołałem, żeby przysłano ponton, bo pani stojąca obok mnie zapytała, czy jestem „z tego jachtu na kotwicy”, czyli ze Stormvogla. Kiedy potwierdziłem, odpowiedziała, że oni znają ten jacht, wiedzą, że był zbudowany w Południowej Afryce, wiedzą, że dawniej miał wielkie sukcesy regatowe, wiedzą, kto był pierwszym armatorem (Cornelis Bruynzeel, Holender, przedsiębiorca z Cape Town) i że oni też mieszkają w Cape Town.
1959: Cornelis „Kees” Bruynzeel i model kadłuba s/y Stormvogel
fot. Stormvogel.net
1961, 25 kwietnia: wodowanie 73-stopowego kadłuba s/y Stormvogel w Sturrock Dry Dock, Cape Town
fot. Michael Trimming / Classic Boat
Po chwili moja rozmówczyni spytała, z jakiego kraju pochodzę. Kiedy usłyszała, że jestem Polakiem, zaczęła się zastanawiać. W końcu powiedziała: „Poznaliśmy w Cape Town żeglarza Polaka, który stał tam swoim jachtem”. Spytałem, kto to był. Pani nie pamiętała nazwy jachtu, nazwiska ani imienia jego kapitana, ale pamiętała, że jacht był niewielki, dwumasztowy i że kapitan miał hamak rozpięty na pokładzie miedzy masztami. Coś mnie tknęło – pomógł chyba ten hamak – i zacząłem nalegać, by przypomniała sobie chociaż imię kapitana. Pani znów zaczęła się zastanawiać. W końcu powiedziała: „Na imię chyba miał… Li…, Lu…?”. Wtedy powiedziałem, że imię to Ludek, a jacht to Maria. Pani w tym momencie wykrzyknęła: „Tak! Ludek i Marija!”.
Prawdę mówiąc nie wiem, czy Ludek często używał hamaka i czy stale go miał na pokładzie, ale jak z powyższego wynika, chyba podczas tego bezowocnego oczekiwania w Cape Town musiał go używać. I dobrze, bo wzmianka o hamaku pomogła mi zidentyfikować jacht i kapitana.
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy, ale po mnie przypłynął już ponton i tylko powiedziałem, że jeżeli po powrocie do Cape Town zastaną tam Marię i Ludka, to niech go pozdrowią ode mnie.
Co było dalej, nie wiem. Po latach, w 1998 roku, Ludek pracował jakiś czas ze mną na Fryderyku Chopinie, podczas remontu po przejęciu Chopina przez Bank. Być może nawet pytałem go o ten hamak i postój w Cape Town, ale nie pamiętam, czy coś o takim spotkaniu mówił.
Niemniej jednak znów okazało się, że świat nie jest taki wielki, że dla kręcących się po nim żeglarzy jest jeszcze mniejszy, że zdarzają się nieoczekiwane spotkania i że nawet hamak może pomóc w rozwikłaniu zagadki.
Ziemowit Barański
27 grudnia 2022
O tym, jak kpt. Ziemowit pływał na s/y Stormvogel, jaki jest związek między fabryką rumu, Mme Ravenet i wizami… hiszpańskimi, i o wielu innych rzeczach przeczytacie w antologii Jak się raz zacznie…,
bo jest tam 80 opowiadań z żeglarskiego życiorysu Kapitana.
► Sięgnijcie po książkę (bo to już ostatnie egzemplarze!)
O żeglarskich przygodach kpt. Jacobsona i jego przyjaciół dowiecie się z książki
Wojciech Jacobson.
Od równika do bieguna czyli „Marią” do Hawru… i dalej.
Szczecin : Estimark, 2022.
Książkę kupić można na
► ◄
(wysyłka za granicę po ustaleniu szczegółów z Wydawcą: kontakt.estimark@gmail.com)
[1] W 1982 r. Maria stała w Cape Town od 6 kwietnia do 10 października.
[2] Jacobson, Wojciech. Od równika do bieguna czyli „Marią” do Hawru… i dalej. Szczecin : Estimark 2022; str. 173.
[3] s/y Stormvogel. Armator i projektodawca: Cornelis „Kees” Bruynzeel; projekt kadłuba: Ericus Gerhardus van de Stadt; projekt ożaglowania: John Illingworth & Primrose; szef zespołu konstrukcyjnego: Ray Hartman; plany konstrukcyjne i nadzór ogólny: J. Laurent Giles & Partners. 1960, czerwiec – rozpoczęcie budowy, Lamtico Ltd., Stellenbosch, RPA; 1961, 25 kwietnia – wodowanie kadłuba, Sturrock Dry Dock, Cape Town.
Dł.: 22,72 m; dł. po pokładzie: 22,25 m; dł. linii wodnej: 18,10 m; szer. 4,88 m; zanurzenie: 2,82 m; balast: 13 t ołowiu w kilu; wyporność: 31,7 t; typ ożagl.: kecz bermudzki; grotmaszt: Sparlight Spars, aluminium; pow żagli: 238 m2 (fok: 95 m2; grot: 105 m2; bezan: 38 m2). Silnik: Perkins diesel, 40 KM.
1961, 3 maja – 22 czerwca: dziewiczy rejs Cape Town, RPA – Darthmouth, UK (51 dni, 7660 Mm; śr. prędkość. 7,6 w. przy dominujących lekkich wiatrach).
1966: dobudowanie bukszprytu.
Pierwsze miejsca w regatach: Fastnet 1961, Buenos Aires – Rio 1962, Shaw Race 1963, Bermuda Race 1964, Sidney – Hobart 1965, China Sea Race 1966, Trans-Pacific Race 1967, Rolex Middle Sea Race 1968, 1969. Więcej danych – patrz: Stormvogel.net
1989: s/y Stormvogel wystąpił w filmie Martwa cisza (Dead Calm; 1989; Australia; reż. Phillip Noyce; w rolach gł.: Nicole Kidman, Sam Neill, Billy Zane i in.; 96 min.) jako jacht Saracen. Przed zdjęciami Nicole Kidman trenowała na nim żeglugę w trudnych warunkach.
[4] Barański, Ziemowit. Jak się raz zacznie…. Warszawa : Wyd. Maciej Nuckowski, 2021.