Nagła poranna wiadomość pocięła jak nożem nie tylko środowiska żeglarskie. Wszystkich, którzy go znali.
Odszedł Jerzy Porębski.
Uwielbiany twórca tekstów i muzyki, która była bliska żeglarzom, rybakom i wszystkim pracującym na morzu. Utwory Jerzego były wszędzie. Na małym jachcie i na dużym festiwalu.
Przyjazdy Jerzego do Nowego Jorku były dużymi wydarzeniami, a dla jego znajomych i przyjaciół były to okresy wyjątkowe. Jerzy miał czas dla wszystkich i grał dla wszystkich. Na festiwalach organizowanych dla nowojorskiej publiczności, na mniejszych spotkaniach żeglarskich w stodole lub małym domku rybackim przy stawie na farmie. Farma w NJ przez lata była ulubionym miejscem Jurka i Helenki. Twierdzili, że tam odpoczywali – a ja wiem, że ich drzwi się nie zamykały.
Każdy miał swój kawałek twórczości Jurka i każdy chciał z Jurkiem o tym porozmawiać. A Jurek miał czas dla każdego. Nie wiem, jak on to robił. Przyglądałem mu się nieraz z boku i nie wychwyciłem niczego, co by u Jurka nie było naturalne. Zawsze widziałem jego uśmiech, życzliwość i zainteresowanie.
Czasem dzwoniłem. Ostatnio rozmawialiśmy krótko – wiadomo było, że Jerzy jest chory i ma problemy z sercem.
Wszyscy wróżyliśmy mu nieśmiertelność. I takim pozostanie w naszej pamięci i teraźniejszości, mimo że „teraz, gdy się kończy rejs, powiało pustką”.
Krzysztof Grubecki
19 sierpnia 2021