Wojtek Jacobson w swej książce „Od równika do bieguna czyli Marią do Hawru… i dalej”, w rozdziale „Itaparica” opisuje wrażenia z postoju w brazylijskiej Zatoce Wszystkich Świętych – Baía de Todos-os-Santos – nad którą leży Itaparica i Salvador. „Maria”, na której płynął z Ludkiem Mączką, stała w tej zatoce w grudniu 1983 roku.
Gdy to czytałem, wspomniałem, że i ja byłem w tamtych stronach, też miałem przygody żeglując z Buenos Aires do Salvadoru, nie wspominając już o przygodach w samym Salvadorze, gdy chciałem tankować i zapłacić za paliwo „złotą kartą”. Salvadorskie przygody opisałem i umieściłem w mojej książce Jak się raz zacznie.
O żegludze z Buenos opowiem teraz. A było to na Chopinie, gdy prowadziłem go w rejsie Chrześcijańskiej Szkoły pod Żaglami w latach 1998-1999.
Szliśmy z Ziemi Ognistej, z Ushuaia. Już po wyjściu mechanik zameldował mi, że z urządzenia sterującego płatami śruby nastawnej wycieka olej. Mechanik sądził, że spowodowało to zużycie – a może uszkodzenie – simeringu, uszczelniającego drążek sterujący płatami śruby nastawnej, poprowadzony wewnątrz wału śruby.
Teleksem prosiłem armatora o pilne wysłanie takiego simeringu do Buenos Aires. Niestety – przesyłka nadeszła w dniu naszego wyjścia. Nie było możliwości wykonania naprawy w porcie, bo czas nas naglił – mieliśmy już niewielkie spóźnienie, a do przebycia był cały Atlantyk.
Trzeba było zatem dokonać naprawy w morzu, tym bardziej, że w kolejnych portach musieliśmy mieć sprawne sterowanie śrubą. Pierwszym planowanym portem był Salvador leżący nad zatoką Wszystkich Świętych – tej samej, o której pisał w swojej książce Wojtek.
Baía de Todos-os-Santos widziana z Salvadoru
fotografia z folderu turystycznego / arch. Ziemowit Barański
Wymiana simeringu może wydawać się prosta, ale wymaga: odłączenia wału śruby od silnika, przesunięcie go do tyłu, rozłączenia wałka sterującego płatami śruby, wymiany simeringu, a następnie ponownego montażu i regulacji ustawienia całego układu. A wszystko to na morzu przy dużej fali i przy trudnym dostępie, bo pracować trzeba w zęzie.
Pracy tej podjęli się Janusz Rzepecki – mechanik i Adam Kantorysiński – bosman. Wykonali ją, mordując się przez cały dzień.
Mogliśmy już używać silnika, a co najważniejsze wejść do planowanego portu Salvador, aby uzupełnić paliwo i wodę. A nasze spóźnienie rosło: przeciwne wiatry spowodowały, że na odcinku Buenos Aires – Salvador musieliśmy cały czas halsować, co zajęło nam 29 dni i 12 godzin.
Kto chce dokładnie to zrozumieć, niech spojrzy na mapę:
Trasa Chopina na etapie Buenos Aires – Salvador, od 23 lutego do 24 marca 1999 r.
rys. Ziemowit Barański
Wreszcie, po tej miesięcznej żegludze, pokazała się zatoka Baía de Todos-os-Santos.
Przyjęliśmy na pokład pilota i zaczęliśmy wchodzić do portu. Podchodząc do nabrzeża dałem komendę „Bardzo wolno wstecz!”, ale dalej szliśmy za szybko – regulacja nastaw śruby nie była poprawna. Dopiero po „Cała wstecz!” Chopin zwolnił i zacumowaliśmy poprawnie.
Pilot popatrzył na mnie z mieszanką dezaprobaty i podziwu. Później, już podczas postoju, mechanik ostatecznie dokonał regulacji i wszystko działało poprawnie aż do końca rejsu.
Neptun nie dał jednak za wygraną i dokuczał nam nawet w porcie: przy tankowaniu paliwa mieliśmy kłopoty z wymianą cruzados na dolary. Ale o tym już pisałem w książce Jak się raz zacznie… – zajrzyjcie do rozdziału „Blaski i cienie inflacji”, to się dowiecie szczegółów.
Ziemowit Barański
3 lipca 2024
O tym, jak kpt. Ziemowit pływał na Fryderyku Chopinie i o wielu jego przygodach na innych jachtach przeczytacie w antologii
►Jak się raz zacznie…◄,
w której jest 80 opowiadań z żeglarskiego życiorysu Kapitana.
► Sięgnijcie po tę książkę (bo to już ostatnie egzemplarze!)
Opowieści Wojciecha Jacobsona o żeglarstwie i życiu
znajdziecie w jego książce
►Od równika do bieguna czyli „Marią” do Hawru… i dalej◄