Dziesiątego lipca 2024 roku zmarł Ryszard Rajchel – lubelski żeglarz, szkutnik, oficer i bosman na wielu jachtach i żaglowcach polskich i innych krajów. Spoczął na cmentarzu Majdanek w Lublinie – mieście, gdzie się urodził, wychował i gdzie stawiał swoje pierwsze kroki żeglarskie.
Był znaną osobą zarówno w Polsce jak i innych krajach, gdyż dał się poznać jako doskonały fachowiec, z dużą wiedzą żeglarską i szkutniczą, i jako dobry kompan i odpowiedzialny członek załogi.
Ja miałem to szczęście, że przez wiele lat współpracowałem z nim na pokładach kilku jednostek: lubelskiego jachtu Roztocze, STS Fryderyk Chopin i STS Kapitan Borchardt.
Rysiek swoją karierę żeglarską zaczynał na lubelskim jachcie Roztocze w latach 1993-1994. Oczywiście pierwsze swoje rejsy odbywał wcześniej, ale w latach 1992-1994 Lubelski Okręgowy Związek Żeglarski, armator Roztocza, postanowił zatrudnić na tym jachcie etatowego bosmana-oficera. Rysiek tę funkcję objął i pełnił ją do końca roku 1994. Miało to pozytywny wpływ na stan jachtu, bo Rysiek miał zarówno dużą wiedzę szkutniczą jak i solidne podejście do wykonywanej pracy. Z wykształcenia był złotnikiem, co owocowało tym, że każda praca, jaką wykonywał, musiała być wykonana precyzyjnie i pięknie. Gdyby na złotnictwie poprzestał, pewnie byłby znanym fachowcem w tej dziedzinie. Ale urzekło go morze i zamiast robić biżuterię wolał dbać o piękno i dobry stan jachtów i żaglowców, na których pływał.
Po zakończeniu kontraktu na Roztoczu Rysiek zaczął szukać lepszej pracy całorocznej. Chciał nie tylko lepiej zarabiać – LOZŻ nie był najbogatszym armatorem – ale i pływać na wodach całego świata, a Roztocze pływało tylko w lecie. Zwrócił się więc w stronę armatorów większych żaglowców, polskich i zagranicznych
W roku 1995 płynął na Fryderyku Chopinie z Morza Karaibskiego do Polski, a następnie na wielu żaglowcach polskich i obcych bander: Eye of the Wind, Peace, Pogoria, Zawisza Czarny, Bristolian, Kapitan Głowacki, Tarot of Jersey.
Luty 1995, Martynika, STS Fryderyk Chopin: (od prawej) Rysiek Rajchel, Tadek Morawiec (II oficer) i ja
arch. Ziemowit Barański
Na STS Kapitan Borchardt Rysiek pływał od samego początku i związał się z tym żaglowcem na wiele lat.
Ryszard Rajchel na dziobie Kapitana Borchardta (jeszcze z nazwą Najaden na burcie) podczas pierwszego wejścia do portu w Helu (1 września 2011)
arch. Ziemowit Barański
Miałem okazję współpracować z nim przy remontach Kapitana Borchardta, kiedy wymienialiśmy olinowanie bukszprytu i częściowo olinowanie fokmasztu, wykorzystując nową technologię tzw. wire lock, którą poznaliśmy na przełomie lat 2010-2011 w Falmouth, gdy Rysiek uczestniczył w końcowej fazie remontu Fryderyka Chopina.
Rysiek na STS Kapitan Borchardt
arch. Ziemowit Barański
Bardzo pozytywnie wspominam współpracę z nim, bo ja lubiłem i znałem roboty bosmańskie, ale to Rysiek nadawał im blask i piękno – widać było tę rękę złotnika.
Rysiek i ja
arch. Ziemowit Barański
Późniejsze lata Rysiek poświęcił na remonty jachtów. Wyremontował ich wiele, między innymi wykonał remont kapitalny kokpitu s/y Roztocze, na którym zaczynał swoją karierę bosmańską i szkutniczą.
Dla wszystkich, którzy znali go z pokładów różnych jednostek, Rysiek był przykładem bosmana i marynarza doskonałego – nie tylko znał się na swojej robocie, ale i potrafił szybko i celnie podjąć działania w trudnych sytuacjach.
Tak właśnie działał, kiedy urwała się reja na Fryderyku Chopinie. Opisałem to w jednym z opowiadań z książki Jak się raz zacznie…[1], ale pozwolę sobie opowiedzieć to jeszcze raz.
Jedenastego kwietnia 1995 roku Fryderyk Chopin wyszedł z portu Horta na Azorach. Na pokładzie znajdowali się uczniowie II semestru Szkoły pod Żaglami Krzysztofa Baranowskiego. Szliśmy kursem na wejście do Kanału Angielskiego. Początkowo wiatr był słaby, ale w miarę oddalania się od Azorów wchodziliśmy coraz głębiej w strefę niżu, przesuwającego się na wschód. Po przejściu frontu chłodnego wiatr stał się szkwalisty, lecz szkwały nie przekraczały 7° w skali Beauforta.
Osiemnastego kwietnia nieśliśmy więc zredukowane ożaglowanie: kliwry, trzy żagle rejowe na fokmaszcie i dwa na grotmaszcie – dolny i górny marsel, ale płynęliśmy z prędkością 7-8 węzłów, co nas cieszyło, bo w tym tempie do Plymouth mógł nam zostać nie więcej niż tydzień żeglugi.
Przed południem młodzież była w klasie na lekcjach, a wachtę nawigacyjną pełnili wolni od zajęć nauczyciele. Na pokładzie byłem też ja, Rysiek – bosman i Wiesiek Grządziela – pierwszy mechanik. Tuż po dziewiątej rozległ się głośny huk, jak gdyby eksplozji. W pierwszej chwili wydawało mi się, że stało się coś w siłowni i poprosiłem mechanika, żeby sprawdził. Niemal w tym samym momencie zobaczyłem, że Rysiek jest już na wantach i wchodzi na grotmaszt, a po chwili mocuje prowizorycznie dolną marsreję do masztu. Okazało się, że został zerwany spaw bejfutu[2], a reja huśta się swobodnie, podtrzymywana tylko przez topenanty[3].
Reje na Fryderyku Chopinie
fot. Michał Gostkiewicz
źródło: TOKFM
To szybkie działanie Ryśka zabezpieczyło nas przed urwaniem się rei: gdyby pękła któraś z topenant, spadająca reja mogła spowodować poważne uszkodzenia na pokładzie, czy nawet w siłowni, jeśli wpadłaby do niej przez świetlik, który znajdował się tuż przed grotmasztem.
Podnieśliśmy żagiel na gejtawach i gordingach, aby odciążyć topenanty, ale było to tylko zabezpieczenie prowizoryczne. Rysiek po oględzinach zerwanego bejfutu zaproponował, aby wykonać dwa stropy z liny stalowej i zamocować reję tak, aby nadal mogła się obracać. Wykonaliśmy te stropy i na takim prowizorycznym mocowaniu rei bez problemu dopłynęliśmy do Szczecina, gdzie zerwany bejfut został zespawany.
Tak więc szybka reakcja Ryśka i dobry pomysł na mocowanie rei pozwolił nam na dalszą bezpieczną żeglugę. Ale to był Rysiek!!!
Ryszard Rajchel
arch. Ziemowit Barański
Niestety nie ma go wśród nas, ale zawsze będziemy go wspominać jako świetnego bosmana i dobrego kolegę. Niech pływa bezpiecznie po wodach Hilo.
Ziemowit Barański
2 sierpnia 2024
Przypisy: Kazimierz Robak
[1] ► Barański, Ziemowit. Jak się raz zacznie… Warszawa : Wyd. Maciej Nuckowski, 2021.
[2] ► bejfut – mocowanie przegubowe rei do masztu, umożliwiające jej obrót w płaszczyźnie poziomej (► brasowanie). [Encyklopedia żeglarska. Kraków : Wydawnicto SEL Tomasz Wyczarski, 2013.]
[3] ► topenanta (ang. topping lift) – lina podtrzymująca wolny koniec (nok) poziomych drzewc (bomu lub rei). W ożaglowaniu rejowym topenanty występują parami stabilizując w poziomie reję. Biegną od noków zwykle do uchwytu pod bejfutem wyższej rei. [Dziewulski, Jerzy W. Wiadomości o jachtach żaglowych. Warszawa : Alma-Press, 2008; s. 381].