Adam Jasser
(27.06.1936 – 04.05.2023)
Miałem szczęście poznać Adama przypadkiem na Florydzie. Dał mi telefon do jacht-brokerki.
– Ona znajdzie ci jacht.
Zadzwoniłem. Gdy podałem sumę posiadaną, Pani poradziła, abym jeszcze poczekał, ale nie marnował czasu i zbierał. Dolary.
– Rozrosła się – skomentował Adam. – A niedawno żaglóweczki tylko sprzedawała. Coś takiego!
Po jakimś czasie Adam napisał, że będzie w Nowym Jorku.
W niedzielę, gdy dopłynąłem do mariny, wyskoczyła w telefonie wiadomość: „Dziękuję Krzysiu, że nie odebrałeś mnie z lotniska”.
Oblał mnie pot. Ten zimny. Mam przekopane. W zasadzie Adam mi nie odpuści. Pomyliłem daty.
– Nie martw się, Krzysiu – rzucił w słuchawkę Adam, gdy odważyłem się zadzwonić – są gorsi: potłukli mi whisky, którą miałem w walizce.
Siedzieliśmy w kawiarni na Manhattanie i czekaliśmy na Elżbietę Czyżewską. Nie przyszła. Potem zadzwoniła, że przyjdzie, ale myśmy już poszli.
Po paru latach znowu czekaliśmy na Manhattanie na Elżbietę Czyżewską. Przyszła.
W małym kinie obejrzeliśmy jej ostatni film, a potem uczciliśmy spotkanie w barze na Manhattanie.
Adam cenił ją bardzo.
Zostałem oficerem, gdy Adam dowodził Pogorią.
– Nadajesz się na kapitana. Tak ci napiszę i podpiszę. Bułeczka, masełko.
Potem spotkania w Warszawie i wyprawa do zegarmistrza, który zepsuł mi zegarek.
– Krzysiu. Zawsze trzeba kopnąć w kolano, wtedy go zaskoczysz i wypuści pistolet z ręki.
Dziesiątki przygód, rozmów i zdarzeń. Zawsze miałem u Adama przystań i nie raz skorzystałem. Był to antyczny pokój a na szafie leżały duże skórzane walizki. Adam użyczał mi do jazdy po mieście „Bławatka”.
Kiedyś nie udało mi się otworzyć zamka. Trzeba było przekręcić klucz dwa razy w lewo i chyba raz w prawo lub odwrotnie. Nocą nie rozkminiłem tego zamka i nie chcąc szeleścić i obudzić domowników, poszedłem do sąsiada. Rano, gdy już wróciłem, Adam rozmawiał przez telefon:
– Krzysiu nie wrócił na noc, niezgodnie z procedurą.
Podczas innego pobytu w Polsce pojechaliśmy we trzech – bo był z nami jeszcze Geograf – do Gdyni. Wsłuchiwałem się w opowieści z życia Stachury i Bolesława Kowalskiego, który porwał podstępem załoganta ze Szwecji. Załogant ów zakochał się w blond Szwedce i nie chciał wracać do Polski .
Nagrałem nasze rozmowy.
– Nie publikuj, póki wszyscy z opowieści żyją – instruował Adam.
– To wszystko bardzo ciekawe – skomentował Geograf i opowiedział dowcip o psie i myśliwym.
Gdy Adam ponownie zjawił się w USA, poleciałem do Miami się z nim spotkać. Zabrał mnie do domu rotmistrza. A potem poszliśmy na kubańską kanapkę.
Później dzwoniłem. Już nie jeździłem do Warszawy i w ogóle do Polski tak często, jak kiedyś. Pisaliśmy na święta. Adam zawsze pamiętał.
Ja też zawsze będę pamiętał, Adamie: Twoje dobre serce, Twój niesamowity dowcip, nieprzeciętne pomysły, wrażliwość i serdeczność, wspólne przygody i rozmowy.
Macham do Ciebie tak samo, jak machałeś do mnie spod kabiny kapitańskiej widząc przez długi korytarz mnie, kręcącego się koło kambuza.
Zawsze będziesz w mojej pamięci i tysięcy innych, którzy mieli szczęście Cię poznać.
Spoczywaj w spokoju.
Krzysztof Grubecki
15 maja 2023