Było spotkanie – w tawernie „Pod zardzewiałą kotwicą” (Camping Marina, PTTK u Oli Kocewicz) i było tak jak zapowiadał tytuł na plakacie: „Na lądzie i na morzu”. Kpt. Wojciech Jacobson.
Tematem przewodnim spotkania były wyspy. Wojtek, żeby pokazać miejsca mniej znane, choć z różnych względów ważne dla niego, a także niezwykłe dla swojego uroku i zagubienia w świecie, wybrał Wyspę Świętego Pawła i Wyspę Amsterdam na Oceanie Indyjskim (te dwie jako jedno miejsce, bo też terytorialnie stanowią francuski zamorski Dystrykt Wysp Świętego Pawła i Amsterdam – Îles Saint-Paul et Nouvelle-Amsterdam), wyspę Palmyra (Palmyra Atoll) na Pacyfiku (a na niej, pokazany na zdjęciach i filmie Wojtka niebywały oryginał, Pan na włościach, niejaki „Couscous”, przypominający trochę posturą i wyglądem Kevina Costnera z „Wodnego świata”) i wyspę Guadalupe koło Meksyku, u nasady Półwyspu Kalifornijskiego.
I jeszcze wyspa czwarta a właściwie pierwsza; odległa w czasie, choć zdaje się bardzo ważna dla Wojtka: Wyspa Akademicka na Odrze w Szczecinie, na którą żeglarze akademiccy, a wśród nich i Wojtek, musieli się przenieść, wyrzuceni przez wojsko w 1952 r z przystani na Gocławiu (też Szczecin, tyle, że w dół rzeki – było bliżej na morze, ale na nim nie pozwalali pływać, no i bliżej na Dąbskie – jezioro, choć zwane morzem Mare Dambensis).
Pozostając przy Wyspie Akademickiej trzeba dodać, że jest to miejsce szczególne, obrosłe historią, historyjkami, opowieściami, legendami. I ja, w początkach swojego życia w żeglarstwie akademickim, zdążyłem bywać w tym nieomalże kultowym miejscu, zanim kolejne wiatry historii nie przegnały nas dalej.
Wróćmy do oceanicznych wysp Wojtka i jego prezentacji: fotograficznych, filmowych, dźwiękowych. Było jak w epoce wielkich żaglowców – Wojtek na te wyspy docierał żaglowcami: Pogorią i Concordią. Zawiało egzotyką i romantyką dawnych wieków. Piękne zdjęcia, filmy, opowieści. Wojtek celowo pominął tym razem wspomnienia z arktycznego żeglowania (choć zdjęcie na plakacie przedstawia Go z wyprawy na Northwest Passage w Arktyce).
Wyspy, wyspy, wyspy… Ale zaraz; w pewnej chwili dotarło do mnie, że czegoś brakuje. Pewien niedosyt, wrażenie zawiedzenia?… Tak, tak…
Sala pełna ludzi: żeglarze, znajomi, nieznajomi, ludzie żądni wrażeń, egzotyki; piękne zdjęcia, filmy, wyspy, wyspy, żagle, oceany, twarze ludzi pełne przejęcia, ale czegoś brakuje; to nie to…
I patrząc na tych ludzi uświadomiłem sobie, że już wiem, że przecież ja, również tak jak i wszyscy wokół, przyszliśmy nie dla tych pięknych wysp, rozległych oceanów, wielkiego świata żagli; myśmy tam przyszli zwabieni magią skromnego człowieka, wielkiego żeglarza, kapitana. To jego nazwisko – Wojciech Jacobson – przyciągnęło jak magnes igłę kompasową nas wszystkich, by choć trochę pozytywnie się naładować, uwierzyć w dobro i w świat daleki, ogrzać się w cieple człowieka wielkiego charakteru, wielkiego serca i dobroci, a przy tym skromnego, pomocnego i życzliwego; każdemu i zawsze. Z pewnością dla wielu… Super Kolosalnego.
I w tym momencie jak uświadomiłem sobie dla kogo przyszedłem, pomyślałem i przypomniałem o tym, co nie było tam powiedziane – a co mogłoby być, więc niechaj będzie powiedziane, bo przyszliśmy tam dla Niego.
Monika Witkowska, pisząc artykuł o Wojtku do jednego z poczytnych i zasłużonych czasopism żeglarskich, poprosiła mnie o kilka słów, osobistych refleksji o Nim:
O Wojtku, skromnym, ale jakże niezwykłym człowieku, najpierw słyszałem i czytałem: o Nim, o Ludku, o „Marii”, o wokółziemskiej wyprawie „Marii”. Było to niewyobrażalne, ale mocno rozpalające wyobraźnię kilkunastolatka, gdzieś z dala od morza. Potem szczęśliwy los pozwolił mi zostać ich kolegą Klubowym! A był to dopiero początek wieloletniej znajomości…
Wojtek ma dar zjednywania ludzi. Poprzez wyjątkową skromność, pokorę, łagodność, zaangażowanie w najróżniejsze sprawy, nierzadko obcych ludzi. Już od dawna, może od zawsze, krąg Jego znajomych wykroczył daleko poza ramy Klubu, poza lokalne środowisko.
Gdybym miał Go określić w dwóch słowach, to bez wahania powiedziałbym, że „pomaga innym” – bezinteresownie, w każdej sprawie, z olbrzymim zaangażowaniem, sam pełen skromności, usuwając się w cień. „Zeszyty Żeglarskie”[1] to w znacznej mierze Jego wiedza, kontakty w szerokim świecie.
Jego szlachetną, godną naśladowania postawę doceniła żeglarska młodzież kanadyjska, z którą pływał po świecie na „Concordii”, nadając mu zaszczytną nagrodę „Derek Zavitz Memorial Award”; choć mało znaną i popularną to jednak szczególnie przez Wojtka cenioną.
A przecież ma jeszcze na swoim koncie znaczące dokonania żeglarskie; od wczesnych lat powojennych; również wybitne i docenione na świecie.
Jakim cudem jestem Jego kolegą klubowym, to niepojęte…
1993, STS Concordia: rejs Ft. Lauderdale – Victoria przez Wyspę Wielkanocną
1994, STS Concordia: rejs Jokohama – Sydney przez atol Palmyra
1996, STS Concordia: rejs Durban – Seattle przez Wyspę św. Pawła
1996, STS Concordia: rejs Victoria, B.C. – San Diego przez wyspę Guadalupe
Aleksandra Kocewicz, gospodyni Tawerni i Mariny wita Gościa i zaczyna spotkanie
Fot. Wiesław Seidler
Młody człowiek przy komputerze, obsługa techniczna pokazu, to Piotr Ostrowski – wnuk Wojtka
Fot. Anna Szostak
Ewa, żona Wojtka, też żeglarka, z naszego Jacht Klubu AZS w Szczecinie (Klub w tym roku obchodzi 70-lecie);
kto ma żonę, to wie jak ważna dla powodzenia żeglarskich pasji jest wyrozumiałość i poświęcenie żon
Fot. Anna Szostak
Zenon Szostak
[1] Kwartalnik Zeszyty Żeglarskie, publikujący unikalne materiały i dokumenty żeglarskie, ze szczególnym uwzględnieniem rejonu Pomorza Zachodniego, został założony i jest redagowany przez Zenona Szostaka. Od roku 2002 do 2008 ukazywał się w wersji drukowanej. Gdy wydawca (JK AZS Szczecin) wstrzymał dotację, red. Szostak wskrzesił Zeszyty w Internecie <www.zeszytyzeglarskie.pl>; w maju 2021 r. ukazał się 49. numer tego periodyku.