Listopad to dla Polski niebezpieczna pora…

Cytat, jasne (kto pamięta – ten pamięta), ale z tych, od których trudno się uwolnić.

Listopad 2020 zjawił się akurat, gdy w Polsce dzieje się coś, czego rozmiarów ani znaczenia nie da się jeszcze w pełni ocenić, choć już dziś widać, że trudno to będzie przecenić i że termin „Jesień 2020” wejdzie na trwałe do polskiego słownika historycznego.

Dlatego w tym roku na listopadowej stronie nie będzie zwyczajowych cytatów z Brücknera, przysłów, rocznic, kamieni i klejnotów i temu podobnych standardów, bo nie czas na gierki słowami i faktami.

Będzie kilka innych cytatów. Konkretnie tych, pod którymi dałem „lubię” lub „super” w Fejsbuku.

• „Kilka” – bo rzecz jest złożona i w jednej diagnozie zmieścić ją trudno; zresztą te „kilka” w żaden sposób nie odda ani nie określi natury problemu, przybliży jedynie jego nastrój i temperaturę.

• „Cytatów” – bo lepsze często jest wrogiem dobrego, a poza tym nie ma co się powtarzać, bo i tak bym lepiej nie napisał.

• „’Lubię’ lub ‘super’” – bo albo tak mi się kliknęło, albo nie do końca zgadzam się ze wszystkim, co zostało w tych cytatach powiedziane, choć tak naprawdę są to szczegóły i detale, w które wnikać nawet nie ma co, bo „lubię” bądź „super”. 

• „w Fejsbuku” – bo tak jak prawdziwy duch apogeum polskiego Oświecenia zachował się jedynie w tzw. ulotnej poezji politycznej, tak jak był okres, w którym duch Boży był w bluzach paryskiego ludu, tak dziś nastroje najbardziej zbliżone do rzeczywistości oddają wpisy na portalach społecznościowych, najszerszych forach publicznych, jakie kiedykolwiek istniały.

• „Będzie” – bo to mój kalendarz, w którym umieszczam to, co uważam za ważne lub interesujące. I nie mam zamiaru nad tym dyskutować – zresztą nie czas po temu.

Nazwiska cytowanych osób zachowałem, dla zasady, choć nie jest ważne kto mówi, tylko co mówi.

Osoba zaprzyjaźniona napisała mi kilka dni temu: „i znowu wszyscy chcą przewieźć się na plecach kobiet…”

Nie odpowiedziałem wówczas, odpowiem teraz: „Można to nazwać i w ten sposób. Bo nawet jeśli tak jest, dla inicjujących będzie to jeszcze jeden powód do dumy”.

 
źródło: Facebook

 

Władza nie rozumie.

Nie rozumie, że młodzież nie jest sterowana. Że na ulice wyszła z własnej woli. Że chce wolnego dostępu do seksu i nie chce, żeby ktokolwiek jej do łóżka wchodził. Bo łóżko to intymność dzielona z drugim człowiekiem, a nie temat do rozprawek. Łóżko to bliskość i czułość, a nie grzech i gwałt. Albo przemoc.

Władza nie pojmuje.
Nie pojmuje, jak można w tak młodym wieku samodzielnie myśleć. Oni nie myśleli, gdy mieli po kilkanaście czy trochę więcej lat. Ich wszak rodzice wychowali. Autorytety. Także kościelne. A młodzież wychowuje się w grupie, w internecie, w rozmowie i we wspólnocie. Nie potrzebuje nakazów, tylko zachęt. Nie chce podlegać arbitralnym zakazom, a chce rozumieć ich sens.

Władza nie widzi.
Nie widzi, że młodzież chce wolności i jest maksymalnie zmęczona pandemią. Chce niewinnej zabawy, poloneza chce tańczyć, krzycząc głośno do rytmu, bo ważne, żeby się dobrze bawić, a niekoniecznie cierpiętniczo zachowywać comme il faut. Młodzież nie potrzebuje pomników ani tradycyjnych savoir vivre’ów. Natomiast ceni realny autorytet wiedzy i nauki, szczerość i wiarygodność, a przede wszystkim traktowanie jej po partnersku.

Władza nie słucha.
Więc też nie słyszy tych kreatywnych okrzyków pełnych złości, to prawda, ale też pełnych energii i poczucia, że świat trzeba ocalić. Świat wolności wyboru, świat tolerancji, gdzie nie ma znaczenia, kogo kochasz, bylebyś nie krzywdził, świat dbałości o przyrodę i klimat. Bo tylko ten świat nam pozostał, więc trzeba mu dać szansę. Młodzież jest gotowa do wielu poświęceń, byleby widziała w tym sens.

Władza wymusza.
Pisze do dyrektorów szkół, straszy rektorów uczelni, że nie wolno tak młodymi manipulować i kazać im chodzić na manifestacje. Nie rozumie, że jedyne, co możemy, to wspierać te dzieciaki w ich wyborach i stać za nimi sztywno, żeby je łapać, gdy będą upadać, gdy zrobi się trudniej, ciemniej i samotnie. Mamy dla nich być wsparciem, obiecać im pomoc i słuchać ich. Zaufać im. A odpłacą nam zaufaniem.

Ale władza myśli, że można wymusić zmianę poglądów. Straszeniem, obcinaniem funduszy, zamykaniem w domach. Bo tak ich traktowano. „Ojciec mnie bił i wyrosłem na ludzi”. Władza nie umie oddzielić tego, co dobre w wychowywaniu od tego, co złudne i okrutne.

Nic nie zrozumieli.

Młodzież nam dzisiaj dorasta na naszych oczach. Mają najlepszą lekcję edukacji obywatelskiej, o której wcześniejsze roczniki mogły tylko pomarzyć. Część z nich w końcu rozumie, że skład TK miał znaczenie, i że warto było o to walczyć. Część z nich zapłacze nad wyborami swoich rodziców. A część, być może większość, ale to nie ma znaczenia, po prostu chce spokojnego życia i realizacji marzeń w warunkach, w których nikt im się nie będzie wpierdalał w to, co najważniejsze.

W miłość, w rodzinę, w marzenia i w możliwości.

Władza nic nie zrozumiała.

A teraz się boi, bo dzieciaki mają swoją narrację, grają w swoją grę i mają w dupie, czy ktoś ze starych rozumie ich zasady gry.

Dla nich polonez skandowany z „jebać PiS” nie jest złamaniem decorum. Dla nich to kolejny eksperyment, smaczny i przyjemny.

Młodzież jest przyszłością i teraźniejszością. A władza wie, co ma robić. Kot może zostać.

#strajkkobiet
#wypierdalać

Maria Cywińska
<https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=10157510769201657&id=709901656>

 

Fot: Bart Staszewski; grafika: Małgorzata Czarna
źródło: Facebook

 

[…]
Przypomnijmy tym, którzy widzą w marszach naruszenie prawa, że umowa społeczna przyznaje obywatelom prawo do nieposłuszeństwa – świadomego naruszenia niesprawiedliwego prawa z intencją jego zmiany na prawo sprawiedliwe.

W sytuacjach zagrażających demokracji warto odwołać się do Rawlsa[1], przedstawiciela umowy społecznej, który podkreślał, że jeżeli obywatele, którzy wybrali nieposłuszeństwo, występują publicznie, nie ukrywają się, nie stosują przemocy i nie uchylają się od odpowiedzialności, to taka postawa jest wyrazem szacunku dla prawa. I za ten szacunek dziękuję.

Jeżeli ktoś nazywa obywateli walczących w słusznej sprawie przestępcami, powinien zacząć od przyswojenia sobie podstaw edukacji prawnej. Przestępca to ktoś skazany prawomocnym wyrokiem przez niezawisły i niezależny sąd za czyn, który narusza prawo, a nie ktoś, kto staje w jego obronie.

Dziewczyny (i nie tylko), jestem z Wami! Pokazałyście, że jesteśmy państwem demokratycznym, bo demokracja to nie jest dar, który może nam dać jakakolwiek władza. Demokracja albo jest w głowach i świadomości ludzi, albo jej w ogóle nie ma. Polska ulica pokazała, że u nas jest. Trzymajcie się!

Anna Maria Wesołowska (sędzia)
<https://www.facebook.com/annamariawesolowska.sedzia/>

 
źródło: Facebook

 

 „Dziadersi” i „Plebania Obywatelska” – co młodzi myślą o starszych pokoleniach [OPINIA]

W obecnym buncie chodzi nie tylko o aborcję – choć to wyrok tzw. Trybunału Konstytucyjnego ten ogień rozniecił – i nie tylko o politykę. Chodzi o bardzo głębokie przemiany cywilizacyjne i obyczajowe, na co wskazuje dobitnie sceptyczna reakcja dużej części młodych demonstrantów na czwartkowe wystąpienie marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Uwidacznia ona bardzo wyraźnie rażącą lukę pokoleniową, której pokolenie, nazwijmy je umownie 45+, nie potrafi ani zrozumieć, ani nawet zauważać.

Młodzi i najmłodsi buntują się przeciw PiS i zakazowi aborcji, ale wcale nie uważają obecnej „dorosłej” opozycji (zwłaszcza PO nazywanej przez nich „Plebanią Obywatelską”) za swoich sojuszników, nawet jeśli ta okazuje im sympatię.

Powiedzmy nawet więcej. O ile obecnie rządzący traktowani są jako agresorzy, wtrącający się w ich życie, to opozycję 45+ widzą jako współwinowajców obecnego stanu rzeczy. Źródeł zła upatrują w ostatnich dekadach, a nie w ostatnich dniach czy nawet tylko w okresie rządów PiS.

Młodzi zdają się sądzić, że zostali zostawieni sami sobie. I potrafią to nazywać, o czym świadczą blogi często zadziwiająco dojrzałych, jak na młody wiek, aktywistów – i tu, z nadzieją, że nie zabrzmi to paternalistycznie, dodam często bardziej dojrzałych niż wielu starszych.

Istotnie PO niemal całkowicie zaniedbało szkolnictwo (w szczególności kształcenie obywatelskie), między innymi przez jego chroniczne niedofinansowanie. Co gorsza zatkane zostały kanały zawodowego awansu, a także, co istotne dla oceny przez młodzież partii politycznych, kanały kariery politycznej (przysłowiowy awans dzięki noszeniu teczki któremuś z posłów).

Pokolenie ’89, jawi się obecnym młodym jako zadowolone z siebie tłuste i leniwe koty, zdolne jedynie do „zgniłych” i podejrzanych kompromisów. Jego kombatancka przeszłość nie robi na młodych żadnego wrażenia (między innymi dlatego, dodam na marginesie, że nauczanie historii całkowicie zaniedbano i dopuszczono, by zastąpiono je lekcjami religii).

Ciągłe ustępstwa wobec klerykalizującego się na potęgę Kościoła uznaje ta młodzież (często mająca za sobą tradycyjne wychowanie religijne) za wyraz konformizmu i moralnej obojętności. Nie jest ona gotowa uznać, że Kościołowi należy się jakikolwiek bonus za to, że wspierał walkę z komunizmem. Niewątpliwy w ostatnim okresie silny wpływ na nastroje miały nierozliczone pedofilskie afery.

 

Przemiany obyczajowe

Nakładają się na to, sięgające bardzo głęboko przemiany. Mężczyzna 50 czy 60+ może być zdziwiony, że młoda kobieta będzie się czuć urażona, a nawet i oburzona, kiedy powie jej „ładnie Pani wygląda”.

Uzna ona to za zdawkową, głupawą uwagę, nacechowaną seksizmem, której obojętny jej mężczyzna nie powinien w żadnym wypadku wypowiadać (choć pewnie z zadowoleniem przyjmie takie stwierdzenie od osoby kochanej, z którą ma intymne związki pozwalające na czułe słowa).

Taka zmiana obyczaju – mylnie tylko traktować ją można jako banalną i nieznaczącą – ma szersze tło związane z pozycją zawodową kobiet, nierównością szans i płac, niskim, bo hamowanym udziałem w życiu publicznym. I z poczuciem własnej wartości kobiet, które mają dosyć bycia traktowanymi z góry i żądają by ich statusu nikt nie śmiał kwestionować, co staje standardem wśród młodszego pokolenia.

W jednym z blogów skomentowano wystąpienie Grodzkiego, pełne „komplementów” wobec kobiet, stwierdzeniem „pewnie mówi o służących”. Warto zastanowić się nad tą reakcją i jest to poważne zadanie dla polityków generacji Pana Marszałka.

Młodzi Polacy przez niemal dwadzieścia lat wychowywali się zostawieni samym sobie w przestrzeni publicznej. I stało się tak mimo starań pokolenia rodziców o swoje pociechy, które nie brało jednak pod uwagę ich głębszych duchowych potrzeb.

Nie ma w Polsce konfliktu pokoleniowego, jest natomiast pokoleniowe niezrozumienie. Młodzi nie zabierali głosu, bowiem nikt ich o głos nie prosił ani nie pytał o zdanie. Generacja „tłustych kotów” skłonna była na młodzież narzekać, a to, że właśnie głosu nie zabiera, a to, że tonie w konsumpcji, a to, że nie zna historii i nie uznaje zasług starszych, mających za sobą bohaterskie czyny przy obalaniu komunistycznego ustroju.

 

Nie tylko rodzice winni

Kościół uznał, że można zająć edukacją te pokorne „baranki boże” na klerykalną modłę. Kościelna obsesja kontrolowania zachowań seksualnych, coraz bardziej stawała się w oczach młodych uzurpacją, wymuszaniem władzy nad najbardziej intymną sferą życia człowieka, przy czym była to uzurpacja pozbawioną jakiejkolwiek legitymacji, ze strony korporacji bezżennych mężczyzn.

W pewien sposób, choć perwersyjnie, zrozumiał to Jarosław Kaczyński i stąd pewnie te spektakularne, pionowe kariery asystentów o dziecięcych twarzach, które miały demonstracyjnie dowodzić, że władza otwiera się na młodych. Przesłanie było jasne. Zrobicie karierę, jeśli trzymać się będziecie tronu (stołka) w sojuszu z Kościołem.

Młodzież zostawiona sobie, pozbawiona możliwości szerokiego dialogu ze starszym pokoleniem, poszła własną drogą.

Jej świadomość kształtowała się powoli i niejako podskórnie, na co pozwala internet i media społecznościowe, którymi znakomicie i umiejętnie się posługują. Przeglądając blogi aktywistów obecnego ruchu widzimy, że od dłuższego czasu są oni doskonale świadomi opisywanej sytuacji.

Nie umiejących rozpoznać przemian obyczajowych nazywają „dziadersami” (początkowo myślałem, że chodzi o ludzi starszych, a to nieprawda, bo chodzi o konfidencjonalny stosunek do kobiet).

Wytworzyli własny język pojęć (m.in. „Plebania Obywatelska” – domyślcie się, o którą partię chodzi). Język protestu jest agresywny, ale oni sami wcale nie są agresywni i nie bez racji czują się ofiarami agresji i ograniczeń. Dzisiaj nasyła się na nich „damskich bokserów” mobilizowanych przez Kaczyńskiego.

Uderzające jest jak kilka wulgaryzmów odwraca uwagę niektórych od meritum sprawy (przy długoletnim przyzwoleniu na agresywny na granicy wulgarności język występów Kaczyńskiego). Teraz, sprowokowani wyszli na ulice, by to wszystko wykrzyczeć. Zaczęli się organizować.

Jeśli spotkają ich represje, to nie mam żadnych wątpliwości, że stawią opór. Z pewnością nie brak wśród nich osób nie mniej odważnych niż w pokoleniu „S”. Mają nieomylny zmysł rozpoznawania kłamstwa – dar uczciwej i mądrej młodości.

Nie chcą też, aby pod ich protestem podpisywali się inni i ci, którzy przecież walkę o wolność przegrali w ich oczach w roku 2015, a może nawet zaczęli przegrywać już dużo wcześniej. Demonstrujący pod Sejmem wcale nie byli zachwyceni występami przychodzących do nich posłów starszej opozycji.

Jestem 70+. Lepiej daruję sobie wszelkie pouczenia, skierowane do młodzieży. Zresztą, jak wielu, także i ja sam pewne sytuacje zacząłem zauważać zbyt późno. Jedno tylko pozostaje tu powiedzieć: solidarność międzypokoleniowa nie jest taka zła, pod warunkiem, że to raczej starsi starają się o zrozumienie młodszego pokolenia, nie zaś narzucają mu się ze swoimi radami, które wcale nie muszą być aż takie mądre i aktualne.

Marszałek popełnił rażący błąd nie rozpoznając nastrojów i nastawienia młodzieży. Przemówił językiem, całkowicie obcym jej wrażliwości, nie zdając sobie z tego wyraźnie sprawy. Takiego błędu nie należy powtarzać.

Kazimierz Wóycicki
<https://www.facebook.com/krzysztof.podemski>

 
Warszawa, 30 października 2020
źródło: Facebook

Nie mogę już tego słuchać. Łykamy te słowa jak kluski.

Najpierw ciąża, płody i zarodki zostały zastąpione przez „dzieci poczęte”. Nie protestowaliśmy wystarczająco i nie rugowaliśmy tych przeinaczeń a SŁOWA zmieniły dyskusję o aborcji.

Od dwóch lat w naszym języku te „dzieci poczęte” to po prostu: „dzieci”, zauważyliście?

A wiadomo, że „dzieci” to słodkie blondyneczki z czerwoną kokardką we włosach. Tylko takie malutkie, dwucentymetrowe, w brzuszku, prawda?

Tak ustawiono paradygmat dyskusji o aborcji, w tym duchu procedowano (ha! ha!) w budynku TK na Szucha i ustalono, że prawa dwucentymetrowej blondyneczki i kobiety w ciąży są takie same.

Tak samo duże.

Ordo Iuris błyskiem, w ciągu paru miesięcy, wprowadziło do języka przesłankę „eugeniczną” i teraz rytmicznie kopiemy dziennikarzy, którzy zamiast mówić o EMBRIOpatologicznych przyczynach terminacji ciąży, czyli zniekształconych płodach i uszkodzonych genetycznie embrionach – powołują się na (rzekomo bliską nam) faszystowską eugenikę, pseudonaukę lat 20-tych wciąż odciskającą się w satrapiach.

Wczoraj czytałam o tym, jak wciąż w Rosji przecina się jajowody kobietom przebywających na leczeniu w zakładach psychiatrycznych by nie rodziły dzieci. To jest właśnie eugenika. Lebensborny czyli hodowle dzieci zdrowych żołnierzy Wermachtu i 17-letnich jasnowłosych Valkirii – to była eugenika.

Mamy nowy sezon i premierę dwóch kolejnych słów:

dewastacja
i profanacja.

I szlag mnie trafia, gdy DEWASTACJĄ jest nazywane napisanie na murze kościoła numeru do Aborcji Bez Granic (22 29 22 597).

Nie. To nie jest dewastacja. Inny symbol, napis, nawet wulgarny – także nie jest dewastacją. Tak jak nie byłoby nią napisanie tego słowa na ścianie Waszej sypialni.

Przyklejenie plakatu, przypięcie ulotki, rozlanie czerwonej farby przed wejściem – NIE JEST #fakżesz DEWASTACJĄ kościoła.

Wyobraźcie sobie potop szwedzki. Oni dewastowali kościoły. I nie przyklejali szwedzkich ulotek o darmowej aborcji dla Polek w imię wdzięczności za lata 70-te, gdy same przyjeżdżały po to do nas (jest taki pomysł), bo w 1655 roku nie umieli #fakżesz w ulotki!

Oldskulowo palili ławy, rąbali obrazy, rozbijali rzeźby, robili siku po kątach, a wprowadzone tam ich konie robiły kupy na podłodze.

Szwedzi nie sprejowali schodów.

Hamujcie język i brońcie go, by ulotka nie przykleiła się do pojęcia „dewastacji”. Reagujcie, gdy je słyszycie. To słowo ZNACZY.

Profanacja wg PWN to zbezczeszczenie przedmiotów i miejsc przeznaczonych do celów kultowych; wg Wiki: to naruszania sfery sacrum, powodujące pozbawienie poświęconych rzeczy lub konsekrowanych miejsc wartości kultowej.

Jak można sprofanować kościół?

Może tak, jak robili to komunardzi we Francji – przerabiając go na gospodę w której pije się do upodlenia, burdel, albo miejsce w którym gwałci się arystokratki? Albo „zwykłe” miejsca kaźni?

Choć to ostatnie to zapewne już desakralizacja, czyli grzech najcięższy jaki człowiek popełnia na budynku.

Profanacją budynku kościoła NIE JEST natomiast powieszenie w nim plakatu, podniesienie kartonu z hasłem czy wygłoszenie w jego murach społeczno-politycznego apelu, oskarżenia czy skargi. Zarówno samemu, jak i w parach czy grupkach.

I politycy PiS i sami księża wygłaszają takie opinie, oskarżenia i apele non stop.

Robią z tego wielkie widowiska i u Rydzyka i u na Jasnej Górze.

Profanacją NIE JEST robienie sobie w kościele zdjęć z tęczową flagą – symbolem osób niehe­te­ro­nor­ma­tyw­nych, których tylu jest wśród pracowników KK.

NIE JEST umieszczenie w nim figury Jezusa, o którego seksualności niewiele wiemy (nie ożenił się do 30-tki, zanim nie rozpoczął swojej drogi, odrzucił i Marię i ponoć też Marię Magdalenę) ani okrycie tej figury tęczową flagą.

Żadne z powyższych nie pozbawia tego miejsca „wartości kultowej”.

Zanim utoniemy w precyzyjnie ustawionej (przez Ordo, bo PiS aż tak mądry nie jest) retoryce wg której dokonujemy aktów wandalizmu i profanacji – zawalczmy o SŁOWA, które będą usprawiedliwiać akty agresji wobec nas.

Bija nas, bo przeszkadzamy w obrzędach, albo przeszkadzamy TUŻ PO obrzędach.

Biją, bo ktoś na murze lub drzwiach napisał jakieś słowo.

Wojny toczy się w głowach i języku.

Tę – wygrajmy

A! Gdy nastolatki stojąc przed plebanią skandują w stronę księdza „Pokaż macicę!” to także nie jest „atak na księdza”.

To żądanie okazania legitymacji w trakcie próby jego wepchnięcia się do dyskusji o prawach i „powinnościach” kobiet.

PS: Mariusz Kamiński, ułaskawiony przez Dudę przestępca, stojący na czele policji i odpowiadający za jej działania, pisze dziś o „profanowaniu” tablic.

Iwona Wyszogrodzka
<https://www.facebook.com/iwona.wyszogrodzka>

 
Warszawa, 30 października 2020
źródło: Facebook

 

Perspektywy

Przedstawiam bardzo proste wyjaśnienie, dlaczego aborcja musi być w Polsce całkowicie legalna, tak jak w normalnych cywilizowanych krajach i żadne kompromisy nie wchodzą już w grę, bo widzę, że wiele osób (szczególnie mężczyzn) wciąż ma problemy z wyobraźnią. Ten post może też uświadomić wam, z jak wielką skalą dyskryminacji kobiety nadal zmagają się na co dzień mimo fasadowego „rów­no­upraw­nie­nia”. Lojalnie uprzedzam, żeby przeczytały go tylko osoby z mocnymi nerwami…

Jakikolwiek zakaz aborcji – częściowy czy całkowity – jest niezgodny z konstytucją. Konstytucja wyraźnie mówi, że kobieta i mężczyzna powinni być traktowani na równi, a dokładnie „kobieta i mężczyzna w Rzeczypospolitej Polskiej mają równe prawa w życiu rodzinnym (!), politycznym, społecznym i gospodarczym”. Tymczasem wymagamy prawnie tylko od kobiety, by poświęcała własne zdrowie w imię drugiej istoty. Mężczyzna NIGDY nie ma takiego obowiązku. Zdrowie płodu jest stawiane wyżej od zdrowia matki, z kolei ani zdrowie płodu, ani dziecka nie jest nigdy stawiane wyżej od zdrowia ojca. Kobieta i mężczyzna nie są więc równi sobie w świetle prawa, mężczyzna ma zagwarantowaną większą godność osobistą, większą autonomię do decydowania o własnym ciele i zdrowiu, czyli jego życie ma w praktyce po prostu większą wartość od życia kobiety. Jeżeli upieramy się przy tym, by zachować zakaz aborcji w jakiejkolwiek postaci, a jednocześnie zachować równość między płciami, powinniśmy wprowadzić równoważny zapis o tym, by mężczyzna także był prawnie zmuszony do poświęcenia własnego zdrowia na rzecz dziecka.

Jest na to kilka sposobów. Dziecko jest ciężko chore i potrzebuje pilnie przeszczepu narządu? Ojciec ma prawny obowiązek oddać mu własny organ. Dziecko potknie się na boisku i wybije sobie oko? Ojciec ma prawny obowiązek oddać mu własne oko. Dziecko znajduje się w płonącym budynku – ojciec ma prawny obowiązek skoczyć w płomienie i chociaż spróbować je uratować, nawet jak jest marna szansa, że razem wyjdą z tego żywi. No bo przecież halo, dziecku grozi śmierć, jeśli ojciec tego nie zrobi. I nie mówimy tu o zupełnie pozbawionym świadomości płodzie, tylko o dziecku, znacznie bardziej rozwiniętym umysłowo i emocjonalnie, więc pozostawienie go na śmierć jest jeszcze większą zbrodnią. A jeśli ojciec nie wykaże się takim heroizmem i zamiast skoczyć w ogień, zostanie zestrachany na ulicy, to będziemy łaskawe i nie będziemy karać go grzywną. Ukarzemy natomiast wszystkich, którzy wspierali go w wymigiwaniu się od akcji ratunkowej. A kary dla osób postronnych będą tak wysokie, że wierzcie mi każdy ochoczo wepchnie was siłą w płomienie albo wydłubie wam oko czy wytnie nerkę.

Pomyślicie sobie – no dobra, takie sytuacje zdarzają się rzadko, może mnie się akurat nie przytrafią. Ale nie rozumiecie jeszcze w pełni, jak wielki sam ten zapis prawny będzie miał wpływ na wasze codzienne samopoczucie. Będziecie żyć w świadomości, że w każdej chwili możecie wbrew woli stracić swoją nerkę, oko czy jakąś inną część ciała. I to może być zupełnie przypadkowe zdarzenie, tak niespodziewane jak gwałt, tak nagłe jak pęknięcie gumki. Ot stało się, nie ma już odwrotu. Każdego dnia wisi nad wami wyrok, w każdej sekundzie możecie zostać zmuszeni do poświęcenia własnego zdrowia, a nawet życia w imię innej osoby, która prawnie jest lepiej chroniona od was.

Ach, był jeszcze jeden pomysł, na który natknęłam się w internecie, ale to już od prawdziwej radykalistki, takiej powiedzmy z Konfederacji Kobiet. Ona się nie cacka i postuluje prawne przyzwolenie na zastrzelenie każdego mężczyzny, który opuści ciężarną kobietę i każe jej tym samym samodzielnie wychowywać dziecko, porzucając wszystkie plany, marzenia i aspiracje życiowe. A jeśli ciężarna nosi w brzuszku płód z upośledzeniem czy nieuleczalną chorobą – można takiego delikwenta najpierw wychłostać.

Wybierajcie panowie, który sposób na ograniczenie waszej wolności cielesnej wam najbardziej odpowiada? A nie, sorry, zapomniałam, że nie macie tu nic do gadania. My kobiety za was wybierzemy i pójdziemy z tym do Sejmu. Albo jeszcze lepiej – wrobimy jakiegoś mężczyznę, żeby sam złożył projekt „anti-choice”, przekonamy go, że wtedy zapunktuje w oczach kobiet i będzie odzwierciedlał najlepsze matriarchalne wartości, więc nawet nie będziecie mogli zwalić na nas całej winy, bo to wasza własna płeć was zdradziła i wykazuje się wobec was sadyzmem. Więc taki Kajtek Godek wnosi o prawny nakaz poświęcania zdrowia przez ojców w imię dzieci, a my się ku temu przychylimy.

Wtedy wy będziecie musieli wyjść na ulice i walczyć o prawa mężczyzn. Przekonywać nas, że prawa mężczyzn to prawa człowieka i chcecie mieć wolność wyboru. Błagać nas, żebyśmy wycofały się z wprowadzenia w tym kraju piekła mężczyzn. Ta kwestia będzie wyniszczać was psychicznie, będziecie odczuwać mdłości ze strachu, w nocy ledwo zmrużycie oczy mając świadomość, jaki wyrok nad wami ciąży – wyrok za sam fakt, że urodziliście się mężczyznami. Na ulicach będziecie udawać twardzieli, dzielnie domagać się swoich praw, ale samotnie w domu będzie płakać z bezsilności. A wtedy my usiądziemy przy herbatce i będziemy dywagować, na ile pozwolimy wam samodzielnie decydować o waszych ciałach. Konserwatystki, którym bardzo wygodnie żyje się w matriarchacie, kręcą nosem. „Nie takie przykazania dała nam Bogini i prorokinie. Jeśli zezwolimy na tak dużą swobodę mężczyzn, jeszcze zaczną nam tu swawolić i domagać się innych praw” – powiadają. „Może jeszcze wysuną jakiegoś mężczyznę na prezydentkę? I jak niby będziemy wtedy nazywać jego żonę? Pierwszą Damą? Hehe” – żartują inne. I czy to jest aby na pewno zgodne z naszym sumieniem, że ojciec nie odda potrzebującemu dziecku swojej nerki? Nie skoczy za dzieckiem w płomienie? Przecież biedne dzieciątko może od tego zginąć! A wy, hardzi mężczyźni, wszystko zniesiecie, co to dla was. Poboli was trochę i przestanie. Albo i nie przestanie, no trudno, takie życie. Przecież to piękne poświęcenie z waszej strony. Szczegół, że skoro jest to wymóg prawny, nie jest to żadne poświęcenie, bo trudno tu mówić o jakiejkolwiek dobrowolności czy bohaterstwie – zwyczajnie robicie to, co musicie, co kobiety u władzy wam każą. A potem nie liczcie na żadne laury ani nie narzekajcie na swój ból. Nic nas to nie obchodzi, że macie całe poparzone ciało czy że po przeszczepie narządu czujecie, jakby coś rozsadzało was od środka. I tak usłyszycie jedynie „najważniejsze, że dziecko jest zdrowe” (najczęstszy tekst, który kobieta słyszy po porodzie). A jak będziecie leżeć w szpitalu z poważnymi obrażeniami, wasze partnerki niestety nie będą mogły was odwiedzić i pocieszyć, pogłaskać po czółku. Ale głowa do góry, odwiedzi was za to jakaś obca kapłanka, która was pobłogosławi „w imię Matki, i Córki, i ducha świętego”, żeby wam się przyjemniej cierpiało.

Czy te rozwiązania wydają wam się skrajne, przerażające, niesprawiedliwe? Witajcie w świecie kobiet. Kobieta, która zachodzi w ciążę i trafia na porodówkę, ZAWSZE ryzykuje utratę zdrowia, a nawet życia. To jest loteria, której wyniku nie da się precyzyjnie przewidzieć – tego czy kobieta wyjdzie z porodówki z rozerwanym kroczem, rakiem szyjki macicy, odklejoną siatkówką i innymi ciężkimi powikłaniami, czy w lepszym razie tylko wypadną jej potem zęby i wyjdą żylaki. Nigdy niestety nawet zdrowa kobieta nie ma całkowitej pewności, że wyjdzie z porodówki żywa – bo to jest po prostu cholernie trudna i niebezpieczna operacja. W dodatku każdy, choćby częściowy zakaz aborcji stanowi dla wszystkich kobiet w kraju realne zagrożenie życia. To jest coś, o czym rzadko się mówi i wiele osób kompletnie nie zdaje sobie z tego sprawy. Jakiś czas temu przez media cichutko przemknęła dramatyczna sytuacja młodej zdrowej kobiety, która zaszła w ciążę i przydarzył jej się wypadek samochodowy. Trafiła do szpitala w stanie krytycznym, potrzebowała natychmiastowej operacji. Lekarz stał nad nią z drżącą ręką, bo wiedział, że operacja zagrozi ciąży. Miał dosłownie minuty na podjęcie decyzji. Ratować czy nie? Jak ocenić błyskawicznie, czy zagrożenie życia matki jest na tyle wysokie, by wykonać legalnie aborcję? A jeśli uratuje kobietę, a potem dostanie karę za nieuzasadnione usunięcie ciąży? Lekarz tak się obawiał własnych konsekwencji (przecież on też ma w domu rodzinę do utrzymania!), że nie podjął zdecydowanych kroków, by ratować pacjentkę. A nuż jej się pofarci i przeżyje bez operacji. Nie przeżyła. Młoda kobieta zginęła w szpitalu, ponieważ lekarz bał się, że jeśli spróbuje ją uratować, dostanie za to karę. Tak, lekarze w naszym kraju są karani za udzielanie pomocy i leczenie kobiet. Niemka, Francuzka czy Irlandka w takiej sytuacji zostałaby uratowana bez żadnego wahania. Polka – nie. Bo życie polskich kobiet jest nie tylko mniej warte od życia mężczyzn, ale też od życia większości europejskich kobiet.

Podsumowując, nie możemy mieć w konstytucji zapisu o równości kobiet i mężczyzn i o ochronie człowieka „od poczęcia”, czyli stawianiu zarodka i płodu na równi z kobietą – bo te dwa zapisy zwyczajnie się wykluczają. Jeden trzeba skreślić. I tak, wiem, że wciąż istnieją w naszym kraju popierdoleni mężczyźni, który są skłonni zostawić poczęcie, a pierwszy zapis zmienić na konstytucyjną dominację mężczyzny nad kobietą (czyli w praktyce to, co jest teraz). Jednak tych drugich normalnych mężczyzn, którzy chętniej skreślą poczęcie, jest na szczęście więcej, co pokazują ostatnie sondaże wśród Polaków dotyczące aborcji. I piszę to wszystko jako kobieta, która szczerze wierzy w to, że sama nigdy aborcji nie dokona (bo która by chciała coś takiego zrobić? to naprawdę nie jest szczyt naszych marzeń, coś o co prosimy pod choinkę). Ale nie chcę, by moja przyszła córka wychowywała się w kraju, który tak bardzo jej nie szanuje. W którym mężczyźni decydują o jej ciele i ustanawiają jakieś poniżające „kompromisy”. Hierarchia bytów w naturze jest bardzo prosta i musi zostać zachowana, by uniknąć tych wszystkich patologii, które się teraz dzieją: plemnik, jajo > zarodek > płód > człowiek.

Amen.

– – – – –

A jeśli te argumenty wciąż was nie przekonują, bo w końcu macie w dupie zdrowie kobiet i waszym jedynym celem jest ograniczenie liczby aborcji, no bo biedne płody, to na świecie jak na razie odkryto na to tylko jeden skuteczny sposób. Wprowadziły go już z powodzeniem między innymi Finlandia i Norwegia. Jest to całkowita legalizacja aborcji i całkowita refundacja antykoncepcji. Po zastosowaniu tych rozwiązań liczba aborcji spadła w tych krajach na łeb, na szyję – była niższa niż kiedy funkcjonował częściowy zakaz! Magia. Przy każdym innym rozwiązaniu podejmowanym przez państwo liczba aborcji utrzymuje się na bardzo wysokim poziomie – i są to zarówno aborcje legalne, jak i nielegalne. Bo jeśli istnieje zakaz, istnieje też podziemie aborcyjne. Z tym nic nie zrobicie. Chyba że wejdziecie w macice każdej kobiety i stamtąd będziecie nas kontrolować. Życzę wam ciekawej perspektywy.

Alicja Podskoczy
<https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=3937181396292700&id=100000026352021>

 

Grafika: Ida Karkoszka
źródło: Facebook

 

 „Przez pół nocy oglądałam i czytałam relacje z protestów w całej Polsce. Widziałam setki zdjęć, kilkadziesiąt nagrań. Widziałam przerwane msze, wulgarne napisy na murach kościołów, wieszaki na kościelnych bramach, czerwoną farbę na drzwiach świątyni. Widziałam kordony policji z tarczami, ochraniające kościelne budynki przed tłumami ludzi. Widziałam oddział uzbrojonej policji konnej, odgradzający wejście do katedry od przechodzącego, kilkutysięcznego marszu. Widziałam setki ludzi skandujących „Jebać kler” pod budynkiem kurii. Widziałam rozwścieczone młode kobiety z małego miasteczka, krzyczące do swojego proboszcza „Wypierdalaj”. Widziałam gęsty tłum młodzieży, czuwającej pod papieskim oknem na Franciszkańskiej, zupełnie jak podczas pamiętnych pielgrzymek, tylko zamiast „Zostań z nami” słychać było gniewne „Wypierdalać”.

Dla mnie, osoby prawie pięćdziesięcioletniej, były to widoki szokujące. Gdyby ktoś mi to opowiedział dziesięć lat temu, nie uwierzyłabym mu. Dziś, gdy to się dzieje, mam przed oczami twarz Joanny Szczepkowskiej z głównego sobotniego wydania Dziennika Telewizyjnego 28 października 1989 i słyszę kwestię wypowiedzianą jej głosem: „Proszę Państwa, 25 października 2020 roku skończyły się w Polsce autorytet i nietykalność Kościoła”.

Co o tym myślę jako osoba wierząca, jako katoliczka?

Cieszę się. Świętuję i dziękuję Bogu.

Widziałam, jak ryba psuje się od głowy. Widziałam, jak zblatowanie z władzą i przekonanie o własnej bezkarności uderza do głów ludziom, na których spoczywa odpowiedzialność za ewangelizację, za wiernych, za duszpasterstwo. Widziałam arogancję, szerzenie nienawiści, szczucie na ludzi, widziałam ludzką krzywdę i unikanie odpowiedzialności za nią. Widziałam bezkarność i stanie ponad prawem. Widziałam coraz większą pazerność. Widziałam hipokryzję. Widziałam bezczelne kłamstwa w żywe oczy. Widziałam porażającą ignorancję, głupotę i jednoczesne przekonanie o własnej nieomylności. Widziałam złą wolę. Widziałam pychę. Widziałam okrucieństwo. Widziałam tępą bezmyślność. Widziałam wyrafinowane zło. Widziałam siedem grzechów głównych.

Widziałam, jak ludzie, którzy powołują się na Boga i uważają za jego przedstawicieli, udowadniają swoimi czynami, że w niego nie wierzą.

Słyszałam tłumaczenia, że przecież są dobrzy księża, że przecież nie każdy… Nie przekonują mnie one. Jeśli jakaś organizacja wypracowała sobie systemowe procedury, które służą kryciu przestępców i umożliwianiu im dalszego popełniania przestępstw, to jest to organizacja przestępcza. Nie jest istotne, jaki procent jej członków rzeczywiście przestępstw dokonuje. Istotne jest, że każdy z nich może czuć się bezkarny, mając za plecami potężne instytucjonalne wsparcie.

Jestem członkiem tej wspólnoty. Nie ma mojej zgody na jej niszczenie przez tych, na których spoczywa największa odpowiedzialność. Dlatego cieszę się. Cieszę się, że panowie biskupi, ale też szeregowi księża, zaczynają zbierać żniwo swoich poczynań.

Chrześcijaństwo jest religią miłości i miłosierdzia. Niesie wiele wartości, które są dla mnie ważne. Które powinny przetrwać. I wierzę, że przetrwają. Ale ten zepsuty, gnijący gmach, którego dach już się wali, musi upaść. Nie ma innej drogi. Trzeba posprzątać ten gnój.

Dopóki ten chlew się nie zawali, nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Kiedy będzie można zacząć sprzątać, wrócę.

I nie wyobrażam sobie człowieka, który jest uczciwy wobec siebie i Boga, który mógłby podpierać własnymi plecami trwanie tego chlewu, wspierając go jakąkolwiek swoją obecnością, udziałem w mszach, obrzędach, rzucaniem datków na tacę. Byłoby to głęboko niemoralne.”

Agnieszka Kuligowska-Jaworek
<https://www.facebook.com/permalink.php?id=210526599377291&story_fbid=1051625748600701>

 
Wrocław, 28 października 2020
Fot. Janusz Krzeszowski; źródło: Facebook

 

Coraz częściej przechodzi mi przez głowę pewna destrukcyjna w gruncie rzeczy myśl: czy w ogóle warto nam, kobietom, protestować?

Stałam sobie wczoraj pod Sejmem i obserwowałam protestujące. Tak, protestujące, bo przytłaczająca większość to kobiety między nastym a trzydziestym którymś rokiem życia. Mężczyzn 40+ nie było tam niemal wcale.

Patrzę na komentatorów w radiu, telewizji i gazetach. Tak, komentatorów: bo nic się nie zmienia, wszędzie zapraszani są mocno dojrzali mężczyźni o konserwatywnych poglądach.

Nie dość, że stanowią przytłaczającą większość komentujących, to jeszcze każdy protest przeciwko tej nierównowadze w mediach – jak ten w przypadku TOK FM – spotyka się z rozedrganym protestem dziennikarzy-mężczyzn. I tak Marcin Kącki wraz z dwoma innymi panami napisał wczoraj tekst w obronie zapraszania Zolli i Terlikowskich do mediów. Uzasadnienie: bo przecież trzeba wysłuchać wszystkich stron. Czytam, i nie wierzę. Czy to jakiś żart? A kogo słucham od 30 lat?

Patrzę na wczorajszy sondaż wyborczy: spada PiS-owi no i fajnie – pewnie 99,9 proc. protestujących tego właśnie sobie życzy. Ale jednocześnie na prowadzenie wysuwają się Koalicja Obywatelska i ruch Szymona Hołowni.

KO, która nie kiwnęła i nie kiwa palcem w sprawie obecnych protestów. Przez lata liderzy PO unikali i tematów związanych z LGBT, i tych z aborcją – ze względów czysto polityczno-strategicznych. Czytaj: z wyrachowania.

Dzisiaj patrzą na słupki, i zacierając ręce coś tam niby skomentują, ale znów: na okrągło, byle nie powiedzieć niczego konkretnego, bo jeszcze po kolejnych wyborach trzeba by się z tego wycofywać. Znów usiłują siedzieć na barykadzie okrakiem. I jeśli obecny rząd upadnie, mężczyźni 40, czy raczej 50+ przejmą władzę i zacznie się to samo od początku: frazesy bez pokrycia i sami faceci w mediach.

Wygląda na to, że my, młode kobiety, własnymi nogami wytuptamy im to zwycięstwo: tkwiąc tygodniami pod Sejmem, KPRM-em i gdzie bądź.

I kiedy już wygrają, nawet przez myśl im nie przejdzie, dzięki komu.

To już widać. We wpisach wielu moich kolegów publicystów w tekstach o obecnych protestach czasami – aż trudno w to uwierzyć! – ani razu nie pada słowo „aborcja”! Jest „PiS”, „protest”, „Kaczyński”, „strategia” czy „spada” oraz „poparcie”. Dla nich nasze prawa stały się środkiem do celu.

Po moim wczorajszym tekście o aborcji na życzenie, nie usłyszałam ani jednej uwagi od żadnej koleżanki. Zostałam za to skrytykowana przez wielu kolegów, że – uwaga – obrałam złą strategię: podkładam się jakimś zdaniem PiS-owi i używam nie takich słów, powinnam ten tekst napisać inaczej.

Do cholery! To jest tekst o moich prawach! To ja chodzę pod Sejm – nie Wy! To młode kobiety tam tkwią – nie Wy! To młode kobiety są autorkami najdoskonalszych haseł, jakie kiedykolwiek było mi dane widzieć na protestach. To młode kobiety jako pierwsze od 2015 roku wpłynęły na słupki wyborcze.

Jeśli za kilka tygodni czy miesięcy nie będziecie nic z tego pamiętać, okażecie się być zwykłymi zarozumiałymi, niewdzięcznymi, narcystycznymi szujami, które przypiszą sobie nasze zasługi, choć jedyne, co zrobiliście, to cmokaliście w mediach klepiąc się nawzajem po plecach. Co w sumie nie jest dziwne: bo bardzo patriarchalne i maskulinistyczne.

Adriana Adriana Rozwadowska
<https://www.facebook.com/ad.rozwadowska>

Grafika: Jarek Kubicki
[Sigourney Weaver / Lt. Ellen Ripley / Alien (1979)]
źródło: Facebook

Dziś znowu mężczyzna pouczył mnie, że źle się bawię.

Że mój tekst jest „emocjonalny”, wulgaryzmy „niepotrzebne”. Sam protest zaś „efemeryczny”, do tego w temacie zastępczym.

Trochę ochłonęłam, więc rozwinę moją odpowiedź.

Czas pouczających starszych panów się skończył. Definitywnie. Ja wiem – sorry, edit, nie wiem, nigdy nie byłam w tej pozycji, wszak jestem tylko kobietą – wyobrażam sobie: to boli, jak cię nagle zrzucą z piedestału, jak przestają spijać z ust twych mądrości, jak twoje zmarszczenie brwi już nie wystarczy, żeby niegrzeczna dziewczynka przeprosiła i wróciła na swoje miejsce w szeregu. Ale to się dzieje. Nie wierzysz mi, idź na protest. Zobacz te tysiące dwudziestoparolatek z transparentami „no uterus, no opinion”, „jebać PiS”, „kastracja księży”, „this pussy bites back”, zobacz nastolatki krzyczące do księdza, żeby pokazał macicę albo wypierdalał, zobacz dziewczynę kwitującą pultanie się narodowca, że na żadne profanowanie kościoła nie pozwoli, krótkim a celnym „mam na to wyjebane”. Na tweety zatroskanych „radykalizmem” i „niewłaściwym, szkodzącym sprawie językiem” odpowiadają, owszem. Transparentami „uprzejmie proszę wypierdalać”.

I zobacz te tysiące chłopaków, dla których to jest zupełnie normalne, że czasem mogą się posunąć i dziewczyny wesprzeć.

Kobiety nie zachowują się jak damy? Nie są eleganckie, nie łagodzą obyczajów, nie siedzą cicho, uśmiechając się uprzejmie, za to drą mordę i machają pięścią, pełnym głosem wyrażają swój gniew? A fe, to takie niekobiece! Ok, boomer, pora przemyśleć swoją definicję kobiecości. Bo właśnie czołowo zderzyła się z rzeczywistością.

Te protesty nie są po to, żeby wam się podobać. Nikt was, dzbany, nie pyta o pozwolenie i nikt was nie pyta o zdanie. Znosiłyśmy wasz mentorski ton, wasze protekcjonalne pouczanie, wasze infantylizowanie, wasze „gówno wiem i mnie to nie dotyczy, ale bardzo chętnie się wypowiem”, wasz mansplaining, wasze uciszanie i przerywanie, bo tak nas niestety socjalizowano. Do bycia grzeczną, miłą i sympatyczną, do unikania konfrontacji, do bania się, że ktoś nas nie polubi, do nie robienia problemów, do poświęcania się dla dobra ogółu, który to ogół zazwyczaj okazywał się waszym dobrem. Jak widać, te nastolatki i dwudziestolatki już nie są. Przyzwyczajajcie się, bo one to już w ogóle do dzbanów i boomersów (kategoria mentalna, nie wiekowa) nie mają cierpliwości.

Coś pękło, i najlepiej to uczucie podsumowuje genialne – brawo Strajk Kobiet – hasło protestu: WYPIERDALAĆ. Ono zbiera gniew, który narastał od trzydziestu lat, a dostał przyspieszenia przez ostatnie pięć. Na państwo, które na obywatela i obywatelkę się wypina. Na usługi publiczne, które ledwo zipią. Na szczucie na osoby LGBT. Na wszystkie dotychczasowe rządy, od udawanej lewicy do katoprawicy, które prawa kobiet uznawały za „temat zastępczy”, i na wyścigi je przehandlowywały za poparcie Kościoła. I tak, na Kościół. Zwłaszcza na Kościół: instytucję patriarchalną, mizoginiczną, homofobiczną, przemocową, szerzącą pogardę i mowę nienawiści, zaglądającą nam pod kiecki i do łóżka, i mimo tego mającą status świętej krowy i monopol na pouczanie, zawstydzanie i stygmatyzowanie. No więc ten status i ten monopol się skończył. Zakończył go wyrok tzw. TK, o który Kościół lobbował od 30 lat, a potem triumfował.

Wypierdalać oznacza, że doszłyśmy do ściany. Że ta ekipa rządząca, zblatowana z Kościołem, nie zasługuje na nic innego. Że o jeden raz za dużo zostałyśmy potraktowane z buta, walnięte pięścią w splot słoneczny i oplute. Że o ten jeden raz za dużo odebrano nam prawa w imię politycznych rozgrywek. Że przyzwolenie na tortury, że nakaz rodzenia bezczaszkowców, że uznanie naszego cierpienia i naszej woli za nieważne, to, surprise, jednak za dużo.

Ta cipka się odgryza.

Ani rząd, ani Kościół nie zasługuje dziś na zaproszenie do rozmowy, nie zasługuje nawet na tzw. kulturalne wezwanie do odejścia. Z osobami odmawiającymi ci podmiotowości się nie rozmawia. Z osobami uważającymi, że zygota albo zaśniad ma więcej praw od właścicielki macicy, nie prowadzi się kulturalnych sporów. Osoby przez lata używające mowy nienawiści, szantażujące Hitlerem, wyzywające od morderczyń, uważające, że mogą dysponować ciałami kobiet, bo ich bóg i biskup tak chce, nie zasługują na dialog. Wchodzicie w nasze życie i nasze ciała, to się nie dziwcie, że wchodzimy wam do kościołów. Szerzycie z ołtarzy nienawiść, to się nie dziwcie, że ktoś przed nim staje z transparentem „Aborcja jest ok”.

Z przemocowcami się nie negocjuje. Przemocowcom każe się wypierdalać.

P.S. Wykrzyczenie, pełnym głosem, na ile maseczka pozwala, „wypierdalać!”, „jebać PiS”, „biskupie, mam cię w dupie” ma też efekt katartyczny i transgresyjny. Tak bezwstydne, otwarte okazywanie gniewu, w słowach, które „nie przystoją damie” i szargających tzw. świętości, jest symbolicznym przekroczeniem granicy dzielącej stary porządek od nowego, który się, mam nadzieję, tworzy. Takiego, w którym kobieta traktowana będzie – tak, wiem, to radykalny postulat – jak człowiek.

Katarzyna Wężyk, 26 października 2020
<https://www.facebook.com/catarynka>

Szczecin, 28 października 2020: Strajk kobiet
Fot. Sebastian Wołosz; źródło: Facebook

 

30 października 2020; 14:26

Rondo De Gaulle’a. Idziemy spokojnie. W pewnym momencie z bram obok Empiku co kilka minut wybiegają na ulicę narodowcy. Rzucają petardami w ludzi, mają pały i noże. Dookoła zero policji. Popłoch ludzie się boją. Kilka osób rannych. Szukam patrolu… znajduję dopiero po kilku minutach bliżej mostu Poniatowskiego. Proszę o interwencję, policjant odsyła mnie do rzecznika prasowego….Więc pytam @PolskaPolicja czy chcecie, by dziś na ulicach polała się krew? Dlaczego jest Was multum pod pustymi budynkami rządowymi, a nie ma Was w ogóle tam, gdzie są ludzie?

Uważajcie na siebie, dziś w całej Warszawie z bram wybiegają narodowcy.

Klaudia Jachira – #JachirawSejmie
<https://www.facebook.com/JachiraKlaudia/>

 
Warszawa, 30 października 2020
źródło: Facebook

 

Czemu te cytaty, a nie inne?

Bo wszystkich się nie da.

Robak

PS. Polskie ogonki (czyli diakryty) korygowałem. Ale wszystkie kropki pochodzą od autorek i autorów cytowanych wpisów.
►► <https://nypost.com/2020/08/24/young-people-dont-trust-anyone-who-use-this-punctuation-mark/>

 


[1] John Rawls (1921-2002) – amerykański filozof polityczny, jeden z najbardziej wpływowych myślicieli XX wieku. (Wiki) <https://pl.wikipedia.org/wiki/John_Rawls> <https://en.wikipedia.org/wiki/John_Rawls> [przypis mój, KR]


 

► Żeglujmy Razem – powrót na Stronę Główną